Poniedziałek, 18 luty 2013, 17:21
aleksandrze
Z całym szacunkiem ale to są mity - założenia przewagi sztangi/sztangielek/kettleballi wyszczególniłem powyżej, ale odniosę się bezpośrednio do wymienionych przez ciebie zalet, jednocześnie zaznaczam, co też zrobiłem w poprzednim poście, iż nie demonizuje maszyn - po prostu taki trening jest mniej wartościowy i nie wzmacnia należycie organizmu.
Maszyny pozwalają na większą separację ćwiczonych partii mięśni.
Pogląd stary jak świat - a i obie strony mają swoich "jenerałów" Ja staję po stronie, iż nie ma czegoś takiego jak separacja czy izolacja - ciało nie tak zostało zaprojektowane aby pracować "w izolacji" od innych mięśni - sprawa jest tutaj prosta - albo organizm dostaje bodziec i rośnie, a jeśli rośnie to w zakresie i kształcie wyznaczonym przez genetykę, albo bodźca nie dostaje i nie rośnie. Ja bardzo często słyszę o "trafianiu w konkretny mięsień", "separowaniu pracy", "kształtowaniu wierzchołku bicepsu" etc. etc. To jest lukier na cieście, rozpowszechniony przez zawodowców nakręcających "fitbiznes" jakimiś magicznymi metodami, "nieziemską koncentracją", tajnymi ćwiczeniami etc. Tylko że w tym wszystkim jest tona chemii a resztę robi genetyka.
Poza tym, co to za separacja jak to ja muszę dostosować swoje ciało ćwicząc na modlitewniku, a powinno być na odwrót.
Zyskujemy większą efektywność, przy mniejszym obciążeniu.
Większą efektywność czyli rozumiem lepsze efekty, przy mniejszym obciążeniu. Jest to niemożliwe z powodów które wymieniłem w poprzednim poście. Nie trzeba robić żadnych testów aby wiedzieć że osoba która ćwiczy 1 rok na samych wolnych ciężarach zrobi o wiele większy progres niż ktoś kto będzie ćwiczył 1 rok na maszynach. Człowiek który chce rosnąć "naturalnie" musi podnosić coraz większe ciężary, nie ma innej drogi - a ktoś kto jest na soku, to jemu w dużej mierze i tak wszystko jedno jak będzie ćwiczył.
Zapewniają większą stabilność i są mniej kontuzjogenne.
To prawda, że zapewniają większą stabilność i tutaj jest właśnie problem - na tym traci organizm. Jak pisałem, ciało musi pracować razem - im bardziej wielostawowe ćwiczenie, tym lepiej dla ćwiczącego; im więcej grup, stawów zaangażowanych w ruch, tym lepiej. Jeśli ciało uczy się stabilizacji, to przede wszystkim uczy się równomiernie rozkładać obciążenie na tkanki - pozbawianie się tego, to najlepszy krok do tego aby z czasem "najsłabsze ogniwo" odmówiło posłuszeństwa i to właśnie grozi kontuzją.
Jeśli ktoś ma kiepską technikę to zrobi kontuzję na wszystkim - w wielu siłowniach panuje przekonanie, że przysiady czy martwe ciągi są kontuzjogenne, ale tak najczęściej mówią ci, którzy tych ćwiczeń nie robią. Pisząc że maszyny są mniej kontuzjogenne, uważasz że przysiady na suwnicy Smitha są zdrowsze i mniej kontuzjogenne niż normalne przysiady ?
Możemy także założyć większe obciążenia bez ryzyka niekontrolowanego wykonania ćwiczenia.
Tylko po co ? Po co zakładać na suwnicę na nogi 200 kg i niemiłosiernie gnieść sobie krzyż oraz przeponę, skoro przy ciężarze 80 kg na przysiadach trzęsą się nogi ? Tak samo po co wyciskać na suwnicy na barki 100 kg, jak stojąc i wyciskając sztangę żołniersko nie wyciśniemy 70 kg ? Bo idzie 100 kg i siedzimy sobie, więc kręgosłup jest bardziej chroniony, tylko co z tego, jeśli tworzymy dysproporcję pomiędzy barkami a plecami które nie są przygotowane do podniesienia takiego ciężaru ?
Przecież to nie buduje realnej siły organizmu.
Oddziaływanie na mięśnie jest odmienne od sztangi i sztangielek.
Jest odmienne, oczywiście. Dlatego jak napisałem, można dorzucić parę serii na maszynach po zakończeniu treningu.
---
Jeśli ktoś ma problemy z techniką - to niech zmniejszy obciążenie, albo uczy się na samej sztandze albo na kiju od miotły, żeby ją wypracować.
Pozdrawiam
Z całym szacunkiem ale to są mity - założenia przewagi sztangi/sztangielek/kettleballi wyszczególniłem powyżej, ale odniosę się bezpośrednio do wymienionych przez ciebie zalet, jednocześnie zaznaczam, co też zrobiłem w poprzednim poście, iż nie demonizuje maszyn - po prostu taki trening jest mniej wartościowy i nie wzmacnia należycie organizmu.
Maszyny pozwalają na większą separację ćwiczonych partii mięśni.
Pogląd stary jak świat - a i obie strony mają swoich "jenerałów" Ja staję po stronie, iż nie ma czegoś takiego jak separacja czy izolacja - ciało nie tak zostało zaprojektowane aby pracować "w izolacji" od innych mięśni - sprawa jest tutaj prosta - albo organizm dostaje bodziec i rośnie, a jeśli rośnie to w zakresie i kształcie wyznaczonym przez genetykę, albo bodźca nie dostaje i nie rośnie. Ja bardzo często słyszę o "trafianiu w konkretny mięsień", "separowaniu pracy", "kształtowaniu wierzchołku bicepsu" etc. etc. To jest lukier na cieście, rozpowszechniony przez zawodowców nakręcających "fitbiznes" jakimiś magicznymi metodami, "nieziemską koncentracją", tajnymi ćwiczeniami etc. Tylko że w tym wszystkim jest tona chemii a resztę robi genetyka.
Poza tym, co to za separacja jak to ja muszę dostosować swoje ciało ćwicząc na modlitewniku, a powinno być na odwrót.
Zyskujemy większą efektywność, przy mniejszym obciążeniu.
Większą efektywność czyli rozumiem lepsze efekty, przy mniejszym obciążeniu. Jest to niemożliwe z powodów które wymieniłem w poprzednim poście. Nie trzeba robić żadnych testów aby wiedzieć że osoba która ćwiczy 1 rok na samych wolnych ciężarach zrobi o wiele większy progres niż ktoś kto będzie ćwiczył 1 rok na maszynach. Człowiek który chce rosnąć "naturalnie" musi podnosić coraz większe ciężary, nie ma innej drogi - a ktoś kto jest na soku, to jemu w dużej mierze i tak wszystko jedno jak będzie ćwiczył.
Zapewniają większą stabilność i są mniej kontuzjogenne.
To prawda, że zapewniają większą stabilność i tutaj jest właśnie problem - na tym traci organizm. Jak pisałem, ciało musi pracować razem - im bardziej wielostawowe ćwiczenie, tym lepiej dla ćwiczącego; im więcej grup, stawów zaangażowanych w ruch, tym lepiej. Jeśli ciało uczy się stabilizacji, to przede wszystkim uczy się równomiernie rozkładać obciążenie na tkanki - pozbawianie się tego, to najlepszy krok do tego aby z czasem "najsłabsze ogniwo" odmówiło posłuszeństwa i to właśnie grozi kontuzją.
Jeśli ktoś ma kiepską technikę to zrobi kontuzję na wszystkim - w wielu siłowniach panuje przekonanie, że przysiady czy martwe ciągi są kontuzjogenne, ale tak najczęściej mówią ci, którzy tych ćwiczeń nie robią. Pisząc że maszyny są mniej kontuzjogenne, uważasz że przysiady na suwnicy Smitha są zdrowsze i mniej kontuzjogenne niż normalne przysiady ?
Możemy także założyć większe obciążenia bez ryzyka niekontrolowanego wykonania ćwiczenia.
Tylko po co ? Po co zakładać na suwnicę na nogi 200 kg i niemiłosiernie gnieść sobie krzyż oraz przeponę, skoro przy ciężarze 80 kg na przysiadach trzęsą się nogi ? Tak samo po co wyciskać na suwnicy na barki 100 kg, jak stojąc i wyciskając sztangę żołniersko nie wyciśniemy 70 kg ? Bo idzie 100 kg i siedzimy sobie, więc kręgosłup jest bardziej chroniony, tylko co z tego, jeśli tworzymy dysproporcję pomiędzy barkami a plecami które nie są przygotowane do podniesienia takiego ciężaru ?
Przecież to nie buduje realnej siły organizmu.
Oddziaływanie na mięśnie jest odmienne od sztangi i sztangielek.
Jest odmienne, oczywiście. Dlatego jak napisałem, można dorzucić parę serii na maszynach po zakończeniu treningu.
---
Jeśli ktoś ma problemy z techniką - to niech zmniejszy obciążenie, albo uczy się na samej sztandze albo na kiju od miotły, żeby ją wypracować.
Pozdrawiam