Piątek, 21 październik 2011, 18:48
Ojojoj, ale tu słodyczy. Trochę żałuję, że nie popatrzyłem w nuty zanim zamówiłem próbkę. Ale myślę sobie: Duchafour, Bosfor, to pewnie znów jakiś orient. Nic bardziej mylnego.
Jest taki moment, kiedy alkohol jeszcze dobrze nie odparuje ze skóry, ale już czuć pierwsze nuty owocowe, trwa to dosłownie kilka sekund, że czuć syrop na kaszel Sachol. (Nie wiem, czy jeszcze się go produkuje, ale kiedy byłem mały pani felczer przepisywała mi go bardzo często - takich zapachów się nie zapomina.) Dość szybko pojawia się jakby druga faza otwarcia, czyli kompot z suszonych jabłek i gruszek. Oczywiście nie ma tam gruszek, jest owoc granatu, ale czy z granatów gotuje się kompoty?
Potem jest już tylko gorzej. Chyba że ktoś lubi intensywne wonie kwiatów zmieszane z mdląco słodkim miodem. Gdzieś w przelocie pojawia się jeszcze skóra, ale jest tak słabo wyeksponowana i trwa tak krótko, że nie ma co nią sobie zawracać głowy. Im bliżej bazy tym słodycze słabną, a agresywne tulipany ustępują miejsca trochę łagodniejszym różom.
Żadnego kadzidła, żadnych przypraw, żadnego orientu. A przynajmniej nie tak mi się orient kojarzy. Przesłodkie dziwadło, o które oskarżyłbym prędzej Lutensa niż L'Artisana. Jak na złość nuty serca są wyjątkowo silne, podczas gdy większość L'Artisanów jest na mnie raczej słaba.
Perfumy zdecydowanie kobiece, a nawet dziewczęce. Jeśli chcecie kupić w prezencie piętnastolatce drogie perfumy, to może być jakiś typ.
Jest taki moment, kiedy alkohol jeszcze dobrze nie odparuje ze skóry, ale już czuć pierwsze nuty owocowe, trwa to dosłownie kilka sekund, że czuć syrop na kaszel Sachol. (Nie wiem, czy jeszcze się go produkuje, ale kiedy byłem mały pani felczer przepisywała mi go bardzo często - takich zapachów się nie zapomina.) Dość szybko pojawia się jakby druga faza otwarcia, czyli kompot z suszonych jabłek i gruszek. Oczywiście nie ma tam gruszek, jest owoc granatu, ale czy z granatów gotuje się kompoty?
Potem jest już tylko gorzej. Chyba że ktoś lubi intensywne wonie kwiatów zmieszane z mdląco słodkim miodem. Gdzieś w przelocie pojawia się jeszcze skóra, ale jest tak słabo wyeksponowana i trwa tak krótko, że nie ma co nią sobie zawracać głowy. Im bliżej bazy tym słodycze słabną, a agresywne tulipany ustępują miejsca trochę łagodniejszym różom.
Żadnego kadzidła, żadnych przypraw, żadnego orientu. A przynajmniej nie tak mi się orient kojarzy. Przesłodkie dziwadło, o które oskarżyłbym prędzej Lutensa niż L'Artisana. Jak na złość nuty serca są wyjątkowo silne, podczas gdy większość L'Artisanów jest na mnie raczej słaba.
Perfumy zdecydowanie kobiece, a nawet dziewczęce. Jeśli chcecie kupić w prezencie piętnastolatce drogie perfumy, to może być jakiś typ.