Niedziela, 16 październik 2011, 09:49
dostałem niedawno od Cassyoosh'a dwie próbki (śliczne dzięki zwłaszcza za wspaniale wykonaną miniaturkę Guerlaina) z którymi miałem przyznam nie lada zagwozdkę...
Jedna próbka pochodząca od bardzo starego domu Lubin aspirującego dumnie do partycypacji w poletku zwanego "niszą" czyli Lubin - Figaro
a drugi to stricte mainstreamowy klasyk od Guerlain - Heritage (sakrebleu co za nazwa )
i jeśli mam być szczery to zapachy powinny zamienić się półeczkami na których stoją, bo Lubin tym zapachem się IMO pogrążył, a Guerlain niesłusznie kala się przebywając w tej samej "drużynie" z bossem, lacostą i ostatnio guccim...
zacznijmy od ulotnego Lubina, bo mi wyparuje z nadgarstka nim skończę pisać.... piękniejsza połówka Cassyego miała poniekąd trochę racji ze swoją klasyfikacją tego zapachu, choć poszła nieco w innym kierunku...
spodziewałem się zapachu z wyraźną nutą skórzaną po cichu licząc na kolejne wcielenie cuir ottoman czy cuir de russie, ale na rachowaniu się skończyło ...
zapach jest tak niemiłosiernie nudny, że skojarzenie ze stetryczałym dziadkiem drzemiącym w fotelu u fryzjera w oczekiwaniu na postrzyżyny swojej bujnej czupryny są całkiem na miejscu
gdzieś na tyle próbki jest nawet adnotacja "the barber of Seville" (fryzjer Sevilli?) czyżby świadomie chciano uchwycić zapach zakładu fryzjerskiego gdzieś na jakiejś ciasnej zapomnianej uliczce tego historycznego miasta?
perfumy dosłownie pachną czymś na pograniczu chemicznie zaimpregnowanej cienkiej jak papier i powycieranej dermy, którą obciągnięto stary ciężki fotel o okrągłej podstawie stojący wewnątrz zakładu fryzjerskiego, którego ściany ostatni raz były odświeżane podczas dyktatury Franco... 8)
fotel jak i wszystkie meble przesiąkły przez lata kwiatową wodą kolońską i pomadą którą golibroda zakańczał swe działa na głowach klientów...
czuć charakterystyczną stęchliznę nie do końca pierwszej świeżości ręczników, a w gęstym od wilgoci powietrzu sączy się z radia jakaś aria w wykonaniu Montserrat Caballe'r... tu czas żywcem stanął w latach 50-tych...
wszystko jest spłowiałe, powycierane i mocno nadszarpnięte zębem czasu...
tylko stary pies fryzjera przerwawszy drzemkę od czasu do czasu podniesie głowę z podłogi by wsłuchać się w nieznane kroki na ulicy...
na zmiany się nie zanosi bo nikt nie chce po starym Francesco przejąć schedy...
reasumując: nie takiej skóry się spodziewałem... jest nudno i nieciekawie, wręcz geriatryczne, a sam zapach jest na granicy noszalności... ale w końcu to niszowiec, więc pewna doza ekstrawagancji jest na miejscu, choć egoistycznie zapomniano ten zapach czymś ożywić...
zdecydowanie postarza nosiciela o kilkadziesiąt lat, a do tego dochodzi skandaliczna wręcz trwałość...
nuty:
Podstawa - grejpfrut, bergamotka, różowy pieprz, sosna
Serce - figa, jabłko, śliwka, kolendra, koniczyna
Baza - wetyweria, styrak, drewno sandałowe, bób tonka
Kolejny poborowy to legendarny już Guerlain Heritage...
już na pierwszy niuch nosa widać że to oldschool pełną gębą który powstał w czasach gdy serwowano w restauracjach autentyczny creme brulee zamiast budyniu, a wypłata pensji w starych frankach miała masę i kubaturę taką samą jak legendarny nad Wisłą telewizor Rubin
To co mnie najmocniej uderzyło na wstępie to znana charakterystyczna sucha stęchlizna, która towarzyszyła mi przy pierwszej aplikacji mojej 30 letniej miniaturki Guerlain Habit Rouge...
czyżby próbka Cassyego była również zleżała? czy mam czuć "stęchliznę" w otwarciu i sercu?
Ale pomijając te nieprzyjemną woń (możliwe że charakterystyczną i swoistą dla męskich pachnideł sygnowanych w tamtych czasach) zapach to doniosły i niezwykle majestatyczny krążownik szos...
jest wyniosły jak angielski lord i przeładowany składnikami do tego stopnia ze identyfikacja poszczególnych nut jest dla mnie niemożliwa... więc jego imponujący skład muszę przyjąć do wiadomości na samą wiarę...
gdy nieprzyjemne otwarcie i równie trącące tą nutką serce przemija ukazuje się przepiękna baza tego zapachu... prawdziwy majstersztyk... naprawdę wielkie i wzniosłe pachnidło starej daty bez zbędnego pitu pitu...
zapach tak charakterystyczny i męski że nie sposób pomylić Haritage z czymkolwiek innym (no może poza moim zatęchłym Habit Rouge)
owszem czuć tu kwiaty a nawet sporo (fiołek, róża, konwalia, jaśmin, goździk) ale pomimo ich potężnej mocy własnej nie wybijają się na niezwykle złożony front. giną gdzieś pośrodku dodając zapachowi smaku i głębi, ani odrobinę nie ujmując z jego męskiego oblicza...
do tego dochodzi solidna moc i ponad 12 godzinna mocno wyczuwalna trwałość... to prawdziwy tytan pokroju Kourosa!
powiem szczerze nie jestem miłośnikiem tak mocno zdeklarowanych kompozycji i tak przytłaczających swym bytem, ale doceniam wielkość kompozycji.... nie kupię go, bo zakrzyczy mnie na śmierć i przesłoni zupełnie mnie samego...
jest jak ciężka teatralna kotara, która nie przebija światła... ten zapach świetnie by pasował dyrygentowi albo pułkownikowi starej daty w wojsku, czyli ludziom od których emanuje władczość...
nuty (zapewne niektóre tylko)
Podstawa - aldehydy, jagody jałowca, lawenda, zielone nuty, fiołek, szalwia, petit grain, bergamotka, cytryna
Serce - cyklamen, kolendra, goździk, paczula, pieprz, jodła balsamiczna, korzeń kosaćca, jaśmin, konwalia, róża, bodziszek
Baza - drzewo sandałowe, ambra, piżmo, mech, cedr
Jedna próbka pochodząca od bardzo starego domu Lubin aspirującego dumnie do partycypacji w poletku zwanego "niszą" czyli Lubin - Figaro
a drugi to stricte mainstreamowy klasyk od Guerlain - Heritage (sakrebleu co za nazwa )
i jeśli mam być szczery to zapachy powinny zamienić się półeczkami na których stoją, bo Lubin tym zapachem się IMO pogrążył, a Guerlain niesłusznie kala się przebywając w tej samej "drużynie" z bossem, lacostą i ostatnio guccim...
zacznijmy od ulotnego Lubina, bo mi wyparuje z nadgarstka nim skończę pisać.... piękniejsza połówka Cassyego miała poniekąd trochę racji ze swoją klasyfikacją tego zapachu, choć poszła nieco w innym kierunku...
spodziewałem się zapachu z wyraźną nutą skórzaną po cichu licząc na kolejne wcielenie cuir ottoman czy cuir de russie, ale na rachowaniu się skończyło ...
zapach jest tak niemiłosiernie nudny, że skojarzenie ze stetryczałym dziadkiem drzemiącym w fotelu u fryzjera w oczekiwaniu na postrzyżyny swojej bujnej czupryny są całkiem na miejscu
gdzieś na tyle próbki jest nawet adnotacja "the barber of Seville" (fryzjer Sevilli?) czyżby świadomie chciano uchwycić zapach zakładu fryzjerskiego gdzieś na jakiejś ciasnej zapomnianej uliczce tego historycznego miasta?
perfumy dosłownie pachną czymś na pograniczu chemicznie zaimpregnowanej cienkiej jak papier i powycieranej dermy, którą obciągnięto stary ciężki fotel o okrągłej podstawie stojący wewnątrz zakładu fryzjerskiego, którego ściany ostatni raz były odświeżane podczas dyktatury Franco... 8)
fotel jak i wszystkie meble przesiąkły przez lata kwiatową wodą kolońską i pomadą którą golibroda zakańczał swe działa na głowach klientów...
czuć charakterystyczną stęchliznę nie do końca pierwszej świeżości ręczników, a w gęstym od wilgoci powietrzu sączy się z radia jakaś aria w wykonaniu Montserrat Caballe'r... tu czas żywcem stanął w latach 50-tych...
wszystko jest spłowiałe, powycierane i mocno nadszarpnięte zębem czasu...
tylko stary pies fryzjera przerwawszy drzemkę od czasu do czasu podniesie głowę z podłogi by wsłuchać się w nieznane kroki na ulicy...
na zmiany się nie zanosi bo nikt nie chce po starym Francesco przejąć schedy...
reasumując: nie takiej skóry się spodziewałem... jest nudno i nieciekawie, wręcz geriatryczne, a sam zapach jest na granicy noszalności... ale w końcu to niszowiec, więc pewna doza ekstrawagancji jest na miejscu, choć egoistycznie zapomniano ten zapach czymś ożywić...
zdecydowanie postarza nosiciela o kilkadziesiąt lat, a do tego dochodzi skandaliczna wręcz trwałość...
nuty:
Podstawa - grejpfrut, bergamotka, różowy pieprz, sosna
Serce - figa, jabłko, śliwka, kolendra, koniczyna
Baza - wetyweria, styrak, drewno sandałowe, bób tonka
Kolejny poborowy to legendarny już Guerlain Heritage...
już na pierwszy niuch nosa widać że to oldschool pełną gębą który powstał w czasach gdy serwowano w restauracjach autentyczny creme brulee zamiast budyniu, a wypłata pensji w starych frankach miała masę i kubaturę taką samą jak legendarny nad Wisłą telewizor Rubin
To co mnie najmocniej uderzyło na wstępie to znana charakterystyczna sucha stęchlizna, która towarzyszyła mi przy pierwszej aplikacji mojej 30 letniej miniaturki Guerlain Habit Rouge...
czyżby próbka Cassyego była również zleżała? czy mam czuć "stęchliznę" w otwarciu i sercu?
Ale pomijając te nieprzyjemną woń (możliwe że charakterystyczną i swoistą dla męskich pachnideł sygnowanych w tamtych czasach) zapach to doniosły i niezwykle majestatyczny krążownik szos...
jest wyniosły jak angielski lord i przeładowany składnikami do tego stopnia ze identyfikacja poszczególnych nut jest dla mnie niemożliwa... więc jego imponujący skład muszę przyjąć do wiadomości na samą wiarę...
gdy nieprzyjemne otwarcie i równie trącące tą nutką serce przemija ukazuje się przepiękna baza tego zapachu... prawdziwy majstersztyk... naprawdę wielkie i wzniosłe pachnidło starej daty bez zbędnego pitu pitu...
zapach tak charakterystyczny i męski że nie sposób pomylić Haritage z czymkolwiek innym (no może poza moim zatęchłym Habit Rouge)
owszem czuć tu kwiaty a nawet sporo (fiołek, róża, konwalia, jaśmin, goździk) ale pomimo ich potężnej mocy własnej nie wybijają się na niezwykle złożony front. giną gdzieś pośrodku dodając zapachowi smaku i głębi, ani odrobinę nie ujmując z jego męskiego oblicza...
do tego dochodzi solidna moc i ponad 12 godzinna mocno wyczuwalna trwałość... to prawdziwy tytan pokroju Kourosa!
powiem szczerze nie jestem miłośnikiem tak mocno zdeklarowanych kompozycji i tak przytłaczających swym bytem, ale doceniam wielkość kompozycji.... nie kupię go, bo zakrzyczy mnie na śmierć i przesłoni zupełnie mnie samego...
jest jak ciężka teatralna kotara, która nie przebija światła... ten zapach świetnie by pasował dyrygentowi albo pułkownikowi starej daty w wojsku, czyli ludziom od których emanuje władczość...
nuty (zapewne niektóre tylko)
Podstawa - aldehydy, jagody jałowca, lawenda, zielone nuty, fiołek, szalwia, petit grain, bergamotka, cytryna
Serce - cyklamen, kolendra, goździk, paczula, pieprz, jodła balsamiczna, korzeń kosaćca, jaśmin, konwalia, róża, bodziszek
Baza - drzewo sandałowe, ambra, piżmo, mech, cedr
hito wa mikake ni yoranu mono...
http://www.fragrantica.com/member/40210/
http://perfumomania.wordpress.com/
http://www.fragrantica.com/member/40210/
http://perfumomania.wordpress.com/