Sobota, 14 październik 2017, 10:08
Cuir to woda perfumowana dla kobiet i mężczyzn. Skomponowana w 2015 roku przez Vaninę Muracciole pod szyldem domu Le Galion. Tak się prezentują nuty:
Głowa: bergamotka, elemi
Serce: biała lilia, skóra
Baza: ambra, piżmo, sandałowiec
(zdjęcie: fragrantica.pl)
Po nadgarstkowym mogę tylko napisać: wow! Jeszcze nie spotkałem tak lekkiej i świeżej, a jednocześnie szorstkiej skóry w perfumach. Wącham i widzę stare, umęczone, beduińskie siodło na wielbłądzie, które smagają gorące pustynne wiatry. Ale jest w tym sporo europejskiego sznytu i elegancji. Taki Lawrence z Arabii świata perfum.
Otwarcie to świeże, zielone cytrusy (ja osobiście wyczuwam sporo grejpfruta), które dosłownie po 2-3 minutach ustępują wyrazistemu, cytrusowemu elemi. Przestrzenne i bardzo interesujące otwarcie. Ale najlepsze potem. Lekko podana, stara, szorstka, wyprawiona skóra, jakby przydymiona, ale wciąż jest bardzo świeżo i zwiewnie. Lilii jakoś tu nie widzę, ale w tle migają jakieś akcenty zielono-drzewne. W spisie na fragrze jest mech (u producenta nie ma), ale to jeszcze nie to... może elemi z otwarcia tak miesza się ze skórą. Ja za to jeszcze wyczuwam coś na kształt świeżych liści tytoniu. W bazie w sumie ciężko mi odszukać konkretnych nut - raczej spójny, wytrawny balsamiczno-drzewny akord. Jak na razie moja ulubiona kompozycja Pani Muracciole.
Głowa: bergamotka, elemi
Serce: biała lilia, skóra
Baza: ambra, piżmo, sandałowiec
(zdjęcie: fragrantica.pl)
Po nadgarstkowym mogę tylko napisać: wow! Jeszcze nie spotkałem tak lekkiej i świeżej, a jednocześnie szorstkiej skóry w perfumach. Wącham i widzę stare, umęczone, beduińskie siodło na wielbłądzie, które smagają gorące pustynne wiatry. Ale jest w tym sporo europejskiego sznytu i elegancji. Taki Lawrence z Arabii świata perfum.
Otwarcie to świeże, zielone cytrusy (ja osobiście wyczuwam sporo grejpfruta), które dosłownie po 2-3 minutach ustępują wyrazistemu, cytrusowemu elemi. Przestrzenne i bardzo interesujące otwarcie. Ale najlepsze potem. Lekko podana, stara, szorstka, wyprawiona skóra, jakby przydymiona, ale wciąż jest bardzo świeżo i zwiewnie. Lilii jakoś tu nie widzę, ale w tle migają jakieś akcenty zielono-drzewne. W spisie na fragrze jest mech (u producenta nie ma), ale to jeszcze nie to... może elemi z otwarcia tak miesza się ze skórą. Ja za to jeszcze wyczuwam coś na kształt świeżych liści tytoniu. W bazie w sumie ciężko mi odszukać konkretnych nut - raczej spójny, wytrawny balsamiczno-drzewny akord. Jak na razie moja ulubiona kompozycja Pani Muracciole.
„Elegancja jest niemożliwa bez perfum. To skryte, niezapomniane, ostateczne akcesoria.” - Gabrielle Coco Chanel