Wtorek, 9 lipiec 2013, 18:53
Ofis napisał(a):Nie zdobył tyle sławy co pierworodne dzieło ale jest równie dobry, tylko w mniej widowiskowej kategorii.
Spodziewałem się czegoś innego, no więc teraz ja opiszę jak go odbieram.
Więc czuć, że jest to zapach retro ale też nie powiedziałbym, że jest prawie trzydziestolatkiem.
Zaraz po aplikacji jest wejście smoka ziół. Trwa to tylko chwilkę i czujemy cytrynę. Zielone nuty odchodzą, a wokół cytrynki zaczyna się kręcić coś słodszego ... To ładna para. Po 40 minutach cytryna kręci już z innym. Mech dębowy poderwał ją na skromny bukiet z jaśminu. Bawią się razem kilka godzin i ona w końcu wymięka. Na parkiecie (naszej skórze zostaje tylko mech. Gdzieś tam pod ścianą stoi wstydliwa ambra i zakompleksione piżmo oraz jakieś drzewka...
Zapach może się kojarzyć z księdzem z biednej parafii ale nie jest to docinka. Jest to apel: jeśli jesteś młodszy od zapachu i nie interesujesz się perfumami nałogowo – nie kupuj.
Bowling green jest bardzo trwały ale jego największą zaletą jest naturalność! Próżno szukać tak czystych kompozycji w dzisiejszych perfumach. Czuć, że Geoffrey Beene włożył całe serce w tworzenie tego zapachu i czuć, że bardziej od zarobionych pieniędzy liczył na takie recenzje! ;P
Tak. Ta nieznana i prosta (brzydka za co ją lubię) butelka posiada w środku przebogatą kompozycję, która kopie tyłki znanym markom. I ich marketingowcom!
Do tego cena również pięknie śmieszna. Zapach już nieprodukowany dlatego warto poznać przed całkowitym wyginięciem.
nic tylko sie pod tym podpisac..
Masz czegoś dużo ? chcesz sie wymienić dekantem ? pisz !
http://www.fragrantica.pl/uzytkownicy/1564/
http://www.fragrantica.pl/uzytkownicy/1564/