Piątek, 25 lipiec 2014, 00:39
Odgrzebałem dziś taką oto butelczynę, którą zachomikowałem w komodzie jeszcze w czasach "przedzapachowych". Najprawdopodobniej była kiedyś częścią zestawu prezentowego, a że AS nigdy nie używałem, to kilka lat mogła tam przeleżeć. Jako że zbliżał się wieczór (godzina 22.40), z wrodzonej ciekawości i skłonności do wtykania łapki gdzie nie należy, postanowiłem od zaraz przeprowadzić test tego "pachnidła". Oto, co ustaliłem:
Otwarcie zupełnie nie wskazuje na zawartość butelki - pierwsze dwie, może trzy minuty to czysta i radosna twórczość gorzelniana. Słowem - bimber, szwędaczek, samogon, księżycówa. I to w wydaniu akademikowo - politechniczanym, bo do cudnego aromatu destylatu rakii bym tego nie porównywał. Dalsza część - ze względu na trwałość nie wiem, czy nadal zaliczać to do otwarcia, czy już do nut serca - zaczyna łechtać powonienie metaliczną nutą (czyżby irys?), lekko i w tle dochłodzoną dodatkowo mentolem. Po trzech kwadransach dołącza do nich lekko ziołowy aromat budzący skojarzenie z rozmarynem.
Takie akordy utrzymują się około dwóch godzin. Później mentol zaczyna wygasać i pół godziny później, kiedy mentol zaczyna wygasać - zmieniają się w mieszankę słodką, ciepławą, lekko karmelkową.
Nie wiem czemu, ale zapach jako taki kojarzy mi się z Dunhillem Fresh - choć to raczej bardzo ubogi kuzyn - tak pod względem kompozycji, jak i parametrów użytkowych.
Całość od początku po sam koniec nieco trąci syntetykiem, jednak nie poraża węchu smrodkiem lizolu.
Projekcja jest mocno średnia - przez pierwszą godzinę czuć zapach z odległości metra, później cichnie - po dwóch i pół jest już bardzo bliskoskórny.
Trwałość? A co to jest? - trzy godziny i Bond znika, mimo sporej dawki ze splasha. W sam raz na jeden film z agentem Jej Królewskiej Mości.
Otwarcie zupełnie nie wskazuje na zawartość butelki - pierwsze dwie, może trzy minuty to czysta i radosna twórczość gorzelniana. Słowem - bimber, szwędaczek, samogon, księżycówa. I to w wydaniu akademikowo - politechniczanym, bo do cudnego aromatu destylatu rakii bym tego nie porównywał. Dalsza część - ze względu na trwałość nie wiem, czy nadal zaliczać to do otwarcia, czy już do nut serca - zaczyna łechtać powonienie metaliczną nutą (czyżby irys?), lekko i w tle dochłodzoną dodatkowo mentolem. Po trzech kwadransach dołącza do nich lekko ziołowy aromat budzący skojarzenie z rozmarynem.
Takie akordy utrzymują się około dwóch godzin. Później mentol zaczyna wygasać i pół godziny później, kiedy mentol zaczyna wygasać - zmieniają się w mieszankę słodką, ciepławą, lekko karmelkową.
Nie wiem czemu, ale zapach jako taki kojarzy mi się z Dunhillem Fresh - choć to raczej bardzo ubogi kuzyn - tak pod względem kompozycji, jak i parametrów użytkowych.
Całość od początku po sam koniec nieco trąci syntetykiem, jednak nie poraża węchu smrodkiem lizolu.
Projekcja jest mocno średnia - przez pierwszą godzinę czuć zapach z odległości metra, później cichnie - po dwóch i pół jest już bardzo bliskoskórny.
Trwałość? A co to jest? - trzy godziny i Bond znika, mimo sporej dawki ze splasha. W sam raz na jeden film z agentem Jej Królewskiej Mości.
<!-- m --><a class="postlink" href="https://www.fragrantica.com/member/832764/">https://www.fragrantica.com/member/832764/</a><!-- m -->