Niedziela, 28 sierpień 2011, 12:07
Dziś kolejna próbka. Tym razem padło na kolejne kadzidło w płynie czyli Tauer - Incense Extreme. Po sromotnym zawodzie osławionym Avignonie i nieodżałowanym Cardinalu moje oczekiwania w stosunku do trzech ostatnich sampli z kadzidlakami podskoczyły raptownie w górę....
wyciągam dyżurny atomizer, wkładam w mikroskopijną fiolkę z próbką i 2-3 strzały w nadgarstek...(info dla belor'a - nie mam na sobie M7 ani innych zapachów perfum) chwila napięcia i niecierpliwego oczekiwania i pierwszy niuch...
czuję łamany w palcach susz ziołowy.... dość cierpki i ostry, coś na wzór wąchania dawno nie otwieranego słoja z suszonymi ziołami, lub wchodząc do środka nieco zapomnianego sklepiku zielarza poczujemy podobny zapach w powietrzu... ten susz jednak pławi się w czymś tłustym... tak jakby został okadzony lub zanurzony w kąpieli jakiegoś oleistego balsamu.. stopniowo pojawia się dym kadzidła, delikatny, wysublimowany, nie narzucający się... przesącza się niczym strużki dymu na palenisku rytualnym na którym leżą wszelakie suszone zioła...
to najbardziej mroczna i działająca na wyobraźnię kompozycja z jaką się ostatnio zetknąłem... woń jest tak silna i sugestywna, że wystarczy zamknąć oczy by wyobraźnia dopowiedziała starego indiańskiego szamana nucącego mantry podczas odprawiania jakiegoś obrządku wewnątrz przesyconego dymem i ziołami wigwamu gdzieś na Alasce lub Syberii... po prostu łał!
przywołując z pamięci ostatnio wąchane kadzidlaki doszedłem do wniosku, że albo się pomyliłem w ocenie i przeceniłem moją miłość do kadzidła, bo kompozycje zrodzone z olibanum w pierwszym planie (avignon i cardinal nie robią na mnie takiego wrażenia jakiego bym oczekiwał a wręcz efekt jest odwrotny) jak kadzidło będące co najwyżej równorzędnym dodatkiem pośród innych nut tworzących całą kompozycje...
zdecydowanie wolę perfumy gdzie kadzidło jest jednym z elementów akordu niż jego dominującym składnikiem.... pod tym względem Tauerowi bliżej do mojego ukochanego Cristal de Roche Durbano, Ikonowi czy Olibanum z Pro Fumum...
Tauer jest właśnie takim złotym środkiem, gdzie kadzidło nie dominuje, lecz jest dopełnieniem tego ziołowego zgiełku i całość wypada pięknie, dostojnie i przekonująco...
tauer jest mocny, dominujący, nie da się go zignorować.... to potężna chmura molekuł zdolnych zakrzywić tor przelatującej kuli tylko za pomocą ciężkości cząsteczek znajdujących się w powietrzu...
w moim mniemaniu to zapach bardzo osobliwy i ciężki do noszenia na co dzień... no chyba, że jest się Nergalem, albo Ozzym Osbournem, Alice Couperem albo w ostateczności inspektorem kontroli skarbowej, gdzie siermiężny chwilami i budzący niepokój Incense będzie przysłowiową kropką nad "i" wieńczącą dzieło....
książę ciemności pewnie zamówił tonę z dostawą wprost do piekła, ale pani w okienku pocztowym powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu: "...nie ma takiego miasta Piekło!, jest Piotrków, Piotrków Trybunalski!!!" więc z dostawy nici
Tauer jest piękny to pewne jak dziewictwo Gracjana Rostockiego..., ale panicznie boje się tego zapachu i nie śmiem go używać... podobnie było jednak z moim ulubionym M7, więc jak już na 100% się upewnię, że nie zabije mnie grom z jasnego nieba, ani nie wbiją mi znienacka wideł w tyłek może kiedyś się jeszcze odważę podnieść mą niegodną heretycką dłoń na atomizer Icncense.... ale teraz się boję i wstydzę....
Jakbym miał scharakteryzować woń Tauera jednym zdaniem powiem:
piekło i niebo w jednym flakonie.... ave!
wyciągam dyżurny atomizer, wkładam w mikroskopijną fiolkę z próbką i 2-3 strzały w nadgarstek...(info dla belor'a - nie mam na sobie M7 ani innych zapachów perfum) chwila napięcia i niecierpliwego oczekiwania i pierwszy niuch...
czuję łamany w palcach susz ziołowy.... dość cierpki i ostry, coś na wzór wąchania dawno nie otwieranego słoja z suszonymi ziołami, lub wchodząc do środka nieco zapomnianego sklepiku zielarza poczujemy podobny zapach w powietrzu... ten susz jednak pławi się w czymś tłustym... tak jakby został okadzony lub zanurzony w kąpieli jakiegoś oleistego balsamu.. stopniowo pojawia się dym kadzidła, delikatny, wysublimowany, nie narzucający się... przesącza się niczym strużki dymu na palenisku rytualnym na którym leżą wszelakie suszone zioła...
to najbardziej mroczna i działająca na wyobraźnię kompozycja z jaką się ostatnio zetknąłem... woń jest tak silna i sugestywna, że wystarczy zamknąć oczy by wyobraźnia dopowiedziała starego indiańskiego szamana nucącego mantry podczas odprawiania jakiegoś obrządku wewnątrz przesyconego dymem i ziołami wigwamu gdzieś na Alasce lub Syberii... po prostu łał!
przywołując z pamięci ostatnio wąchane kadzidlaki doszedłem do wniosku, że albo się pomyliłem w ocenie i przeceniłem moją miłość do kadzidła, bo kompozycje zrodzone z olibanum w pierwszym planie (avignon i cardinal nie robią na mnie takiego wrażenia jakiego bym oczekiwał a wręcz efekt jest odwrotny) jak kadzidło będące co najwyżej równorzędnym dodatkiem pośród innych nut tworzących całą kompozycje...
zdecydowanie wolę perfumy gdzie kadzidło jest jednym z elementów akordu niż jego dominującym składnikiem.... pod tym względem Tauerowi bliżej do mojego ukochanego Cristal de Roche Durbano, Ikonowi czy Olibanum z Pro Fumum...
Tauer jest właśnie takim złotym środkiem, gdzie kadzidło nie dominuje, lecz jest dopełnieniem tego ziołowego zgiełku i całość wypada pięknie, dostojnie i przekonująco...
tauer jest mocny, dominujący, nie da się go zignorować.... to potężna chmura molekuł zdolnych zakrzywić tor przelatującej kuli tylko za pomocą ciężkości cząsteczek znajdujących się w powietrzu...
w moim mniemaniu to zapach bardzo osobliwy i ciężki do noszenia na co dzień... no chyba, że jest się Nergalem, albo Ozzym Osbournem, Alice Couperem albo w ostateczności inspektorem kontroli skarbowej, gdzie siermiężny chwilami i budzący niepokój Incense będzie przysłowiową kropką nad "i" wieńczącą dzieło....
książę ciemności pewnie zamówił tonę z dostawą wprost do piekła, ale pani w okienku pocztowym powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu: "...nie ma takiego miasta Piekło!, jest Piotrków, Piotrków Trybunalski!!!" więc z dostawy nici
Tauer jest piękny to pewne jak dziewictwo Gracjana Rostockiego..., ale panicznie boje się tego zapachu i nie śmiem go używać... podobnie było jednak z moim ulubionym M7, więc jak już na 100% się upewnię, że nie zabije mnie grom z jasnego nieba, ani nie wbiją mi znienacka wideł w tyłek może kiedyś się jeszcze odważę podnieść mą niegodną heretycką dłoń na atomizer Icncense.... ale teraz się boję i wstydzę....
Jakbym miał scharakteryzować woń Tauera jednym zdaniem powiem:
piekło i niebo w jednym flakonie.... ave!
hito wa mikake ni yoranu mono...
http://www.fragrantica.com/member/40210/
http://perfumomania.wordpress.com/
http://www.fragrantica.com/member/40210/
http://perfumomania.wordpress.com/