Sobota, 27 wrzesień 2014, 10:59
Przykurzony zapach ziemi i słońca, opalonej skóry i ciepłego piasku. Skoncentrowana, ale przyjemna ambra, mocna i delikatna dzięki otoczeniu starannej mieszanki ogrzewających nut. Wyprawa do rozmarzonego serca tysiąca i jednej nocy, gdy Dorian Grey spotyka Szeherezadę.
Skład:
Nuty głowy: bergamotka, biały miód, goździk
Nuty serca: palona kawa, ambrowe cygaro, wytłoki winogron
Nuty bazy: ambra, tytoń, piżmo, wanilia, nuty skórzane
Rodzina zapachowa: orientalna
Nos: Stèphane Humbert Lucas
Data powstania: 2010
(powyższy opis pochodzi z Quality)
Cóż, póki co kontakt z Asmarem miałem zaledwie trzykrotnie, jednak wydaje mi się, że mogę już pokusić się o pierwszą ocenę.
I trzeba przyznać, że spodziewałem się zapachu zupełnie innego, choćby po części podobnego do Pure Havane albo Chergui. A tymczasem podobieństwo Asmara do dwóch poprzednich jest znikome. Twórcy poszli w zupełnie innym kierunku. W zapachu od początku wyczuwalna jest mocna kawowa nuta, jakby długo trzymane na słońcu, przesuszone wręcz, ziarenka, oblane świeżym, jasnym miodem, które łącznie spory czas leżały nieopodal świeżo zwiniętych cygar. To trzy składniki, które od początku czuć najbardziej. Jednakże nie da się ukryć, że to miód dominuje i wysładza całą kompozycję. Sprawia, że nie jest ona gorzka i niestrawna. Przez te trzy nuty przebija jeszcze piżmo wraz z ambrą i coś bardziej chłodnego, jakby lekko kwaśnego. Bergamotka? Winogrona? Ciężko mi to określić. Może przy dłuższym kontakcie z pachnidłem będzie lepiej.
To co mnie trochę zasmuciło, to trwałość zapachu. Trzy próby to bardzo niewiele na takie oceny, lecz zapach za każdym razem po około 5 godzinach znikał ze skóry bezpowrotnie. Jednak muszę tutaj zaznaczyć, że niestety z mojej skóry większość pachnideł szybko ucieka, więc może jestem w tym przypadku ewenementem.
Na tę chwilę moje ogólne wrażenie jest takie, że - jak już napisałem na początku - sądziłem, że otrzymam coś innego. Zapach nie jest wcale jakiś bardzo mroczny, wydaje mi się znacznie bardziej damski niż męski. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że przypomina mi mieszankę tanich damskich dezodorantów z wycofanym już parę lat temu Wild Musk od Coty na czele. Niby są starannie dobrane składniki, ale ich połączenie sprawia, że całość pachnie jakoś tak sztucznie (choć może to nie do końca odpowiednie słowo). Widziałbym te perfumy na krótkowłosej, mocno wypudrowanej na twarzy, nieco zarozumiałej businesswoman po czterdziestce, ubranej w szarą garsonkę z czarnymi szpilkami. Z zachowania bardziej męskiej, niż kobiecej.
Dla mnie ten zapach powinien wylądować wśród perfum damskich. Według fragrantica i innych portali to unisex, więc wstawiam go tutaj. W każdym razie, przynajmniej na mojej skórze, w porównaniu z Asmarem, nawet Rochas Man ma olbrzymie cojones.
Skład:
Nuty głowy: bergamotka, biały miód, goździk
Nuty serca: palona kawa, ambrowe cygaro, wytłoki winogron
Nuty bazy: ambra, tytoń, piżmo, wanilia, nuty skórzane
Rodzina zapachowa: orientalna
Nos: Stèphane Humbert Lucas
Data powstania: 2010
(powyższy opis pochodzi z Quality)
Cóż, póki co kontakt z Asmarem miałem zaledwie trzykrotnie, jednak wydaje mi się, że mogę już pokusić się o pierwszą ocenę.
I trzeba przyznać, że spodziewałem się zapachu zupełnie innego, choćby po części podobnego do Pure Havane albo Chergui. A tymczasem podobieństwo Asmara do dwóch poprzednich jest znikome. Twórcy poszli w zupełnie innym kierunku. W zapachu od początku wyczuwalna jest mocna kawowa nuta, jakby długo trzymane na słońcu, przesuszone wręcz, ziarenka, oblane świeżym, jasnym miodem, które łącznie spory czas leżały nieopodal świeżo zwiniętych cygar. To trzy składniki, które od początku czuć najbardziej. Jednakże nie da się ukryć, że to miód dominuje i wysładza całą kompozycję. Sprawia, że nie jest ona gorzka i niestrawna. Przez te trzy nuty przebija jeszcze piżmo wraz z ambrą i coś bardziej chłodnego, jakby lekko kwaśnego. Bergamotka? Winogrona? Ciężko mi to określić. Może przy dłuższym kontakcie z pachnidłem będzie lepiej.
To co mnie trochę zasmuciło, to trwałość zapachu. Trzy próby to bardzo niewiele na takie oceny, lecz zapach za każdym razem po około 5 godzinach znikał ze skóry bezpowrotnie. Jednak muszę tutaj zaznaczyć, że niestety z mojej skóry większość pachnideł szybko ucieka, więc może jestem w tym przypadku ewenementem.
Na tę chwilę moje ogólne wrażenie jest takie, że - jak już napisałem na początku - sądziłem, że otrzymam coś innego. Zapach nie jest wcale jakiś bardzo mroczny, wydaje mi się znacznie bardziej damski niż męski. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że przypomina mi mieszankę tanich damskich dezodorantów z wycofanym już parę lat temu Wild Musk od Coty na czele. Niby są starannie dobrane składniki, ale ich połączenie sprawia, że całość pachnie jakoś tak sztucznie (choć może to nie do końca odpowiednie słowo). Widziałbym te perfumy na krótkowłosej, mocno wypudrowanej na twarzy, nieco zarozumiałej businesswoman po czterdziestce, ubranej w szarą garsonkę z czarnymi szpilkami. Z zachowania bardziej męskiej, niż kobiecej.
Dla mnie ten zapach powinien wylądować wśród perfum damskich. Według fragrantica i innych portali to unisex, więc wstawiam go tutaj. W każdym razie, przynajmniej na mojej skórze, w porównaniu z Asmarem, nawet Rochas Man ma olbrzymie cojones.