Niedziela, 5 marzec 2017, 19:31
Stercus marki Orto Parisi to drzewno - kwiatowo - piżmowe perfumy dla kobiet i mężczyzn. Stercus został wydany w 2014 roku. Twórcą kompozycji zapachowej jest Alessandro Gualtieri.
Źródło: http://www.fragrantica.pl/perfumy/Orto- ... 24192.html
Jakoś cicho na forum o nowej marce twórcy Nasomatto, więc postanowiłem może coś napisać o jednym z zapachów, który miałem okazję potestować. Otwarcie zapachu jest ostre, medyczne i bardzo mocne, po kilkunastu minutach przechodzi w coś, co może przypominać gnijące liście i brudną skórę, baza zaś jest słodka i drzewna. Ogólnie zapach mocny, gęsty, zawiesisty, pełen mroku, dusznego klimatu i niejednoznaczności. Stercus nieustanne balansuje pomiędzy zapachem trudnym i nieprzyjemnym, kojarzący się właśnie z gnijącymi liśćmi i kompostownikiem i mdłym, słodkim potem, a dużo łagodniejszym - drzewno - skórzanym, z delikatną nutą animalną - taką do udźwignięcia. Podobieństwo do Black Afgano jest w dwóch aspektach - gęstości, faktury samego zapachu oraz podobieństwa samych już zapachów - to na etapie drzewnej bazy. Parametry mocarne, trwałość kilkunastogodzinna. I jeszcze takie jedno małe spostrzeżenie - o ile na skórze Stercus moze budzić mieszane emocje, to na plastikowym atomizerze próbki pachnie obrzydliwie, fizjologicznie i w pełni zgodnie ze swoją nazwą.
W moim przypadku ten zapach to będzie raczej przelotna znajomość, zdecydowanie wolę Black Afgano.
Taka mała notatka na marginesie:
Mam nieodparte wrażenie, że Alessandro Gualtieri kpi sobie w mniej lub bardziej zawoalowany sposób ze swoich odbiorców, tworząc coraz to dziwniejsze marketingowe historie wokół swoich produktów i sprawdzając czy to się sprzeda. Coś w stylu:
- co by tu zrobić kontrowersyjnego... Hmm, zrobię markę, którą nazwę Szalony Nos, będę sprzedawał zapachy w obłąkanej cenie, tylko w 30 ml flakonach, bez możliwości sprzedawania próbek dla klientów,
- za mało niszowo, to może jeszcze dodatkowo nie będę podawał nut ani składników, niech się recenzenci męczą z opisaniem a klienci z wyborem,
- mam pomysł na mocny drzewny zapach, nazwę go Black Afgano i powiem, że wykonuję go z najlepszych afgańskich konopi, ciekawe, czy ktoś łyknie taką bajeczkę. A do pary zrobię jeszcze China White. I co? Kupują, ba, w niektórych krajach w Europie brakło flakonów i nawet Nergal z Behemotha musiał się na listę oczekujących wpisać,
- pomyślmy - to zobaczmy teraz czy coś skórzanego się sprzeda.... nazwę to Wyciąg z Fiuta i powiem, że inspirowane jest zapachem mojego przyrodzenia. Nie, ten wyciąg nie brzmi jednak dobrze, to może nazwę zmienię na Duro, ten wyciąg to chyba był już w jakimś filmie...,
- męczy mnie już ta cała otoczka wokół Nasomatto, robię ostatni zapach, jaki mi tam wyjdzie, nazwę go na pożegnanie Blamaż i zamykam kramik, a ludziom napiszemy coś o wyczerpaniu się obecnego konceptu i poszukiwaniu nowej drogi,
- hmmm... przyszła mi do głowy najgłupsza i najbardziej absurdalna historia, jaką można podeprzeć nową markę perfum, ale tak sobie jednak myślę, że w opowieść o moim dziaduniu defekującym do wiaderka i nawożącym ekskrementami swój ogródek to już nikt nie uwierzy i nikt tych nowych zapachów nie kupi. A może jednak? Jakby dopisać do tego coś o przemijaniu, wiecznym kole czasu i hulającym po ogródku wichrze nieskończoności, to kto wie...
O ile jeszcze marketingową otoczkę Nasomatto mogłem z lekkim przymrużeniem oka zaakceptować, to historia wokół Orto Parisi budzi trochę mój śmiech, a bardziej zażenowanie.
Źródło: http://www.fragrantica.pl/perfumy/Orto- ... 24192.html
Jakoś cicho na forum o nowej marce twórcy Nasomatto, więc postanowiłem może coś napisać o jednym z zapachów, który miałem okazję potestować. Otwarcie zapachu jest ostre, medyczne i bardzo mocne, po kilkunastu minutach przechodzi w coś, co może przypominać gnijące liście i brudną skórę, baza zaś jest słodka i drzewna. Ogólnie zapach mocny, gęsty, zawiesisty, pełen mroku, dusznego klimatu i niejednoznaczności. Stercus nieustanne balansuje pomiędzy zapachem trudnym i nieprzyjemnym, kojarzący się właśnie z gnijącymi liśćmi i kompostownikiem i mdłym, słodkim potem, a dużo łagodniejszym - drzewno - skórzanym, z delikatną nutą animalną - taką do udźwignięcia. Podobieństwo do Black Afgano jest w dwóch aspektach - gęstości, faktury samego zapachu oraz podobieństwa samych już zapachów - to na etapie drzewnej bazy. Parametry mocarne, trwałość kilkunastogodzinna. I jeszcze takie jedno małe spostrzeżenie - o ile na skórze Stercus moze budzić mieszane emocje, to na plastikowym atomizerze próbki pachnie obrzydliwie, fizjologicznie i w pełni zgodnie ze swoją nazwą.
W moim przypadku ten zapach to będzie raczej przelotna znajomość, zdecydowanie wolę Black Afgano.
Taka mała notatka na marginesie:
Mam nieodparte wrażenie, że Alessandro Gualtieri kpi sobie w mniej lub bardziej zawoalowany sposób ze swoich odbiorców, tworząc coraz to dziwniejsze marketingowe historie wokół swoich produktów i sprawdzając czy to się sprzeda. Coś w stylu:
- co by tu zrobić kontrowersyjnego... Hmm, zrobię markę, którą nazwę Szalony Nos, będę sprzedawał zapachy w obłąkanej cenie, tylko w 30 ml flakonach, bez możliwości sprzedawania próbek dla klientów,
- za mało niszowo, to może jeszcze dodatkowo nie będę podawał nut ani składników, niech się recenzenci męczą z opisaniem a klienci z wyborem,
- mam pomysł na mocny drzewny zapach, nazwę go Black Afgano i powiem, że wykonuję go z najlepszych afgańskich konopi, ciekawe, czy ktoś łyknie taką bajeczkę. A do pary zrobię jeszcze China White. I co? Kupują, ba, w niektórych krajach w Europie brakło flakonów i nawet Nergal z Behemotha musiał się na listę oczekujących wpisać,
- pomyślmy - to zobaczmy teraz czy coś skórzanego się sprzeda.... nazwę to Wyciąg z Fiuta i powiem, że inspirowane jest zapachem mojego przyrodzenia. Nie, ten wyciąg nie brzmi jednak dobrze, to może nazwę zmienię na Duro, ten wyciąg to chyba był już w jakimś filmie...,
- męczy mnie już ta cała otoczka wokół Nasomatto, robię ostatni zapach, jaki mi tam wyjdzie, nazwę go na pożegnanie Blamaż i zamykam kramik, a ludziom napiszemy coś o wyczerpaniu się obecnego konceptu i poszukiwaniu nowej drogi,
- hmmm... przyszła mi do głowy najgłupsza i najbardziej absurdalna historia, jaką można podeprzeć nową markę perfum, ale tak sobie jednak myślę, że w opowieść o moim dziaduniu defekującym do wiaderka i nawożącym ekskrementami swój ogródek to już nikt nie uwierzy i nikt tych nowych zapachów nie kupi. A może jednak? Jakby dopisać do tego coś o przemijaniu, wiecznym kole czasu i hulającym po ogródku wichrze nieskończoności, to kto wie...
O ile jeszcze marketingową otoczkę Nasomatto mogłem z lekkim przymrużeniem oka zaakceptować, to historia wokół Orto Parisi budzi trochę mój śmiech, a bardziej zażenowanie.