Sobota, 11 styczeń 2014, 23:52
Pamiętam, jak kilka lat temu zacząłem zagłębiać się w świat perfum, tzn. zacząłem traktować je jako coś więcej niż kosmetyk codziennego użytku. Zacząłem intencjonalnie poznawać kolejne zapachy. Gdy poznałem Gucci Pour Homme odczuwałem błogostan spsikując się nim, potrafiłem siedzieć i kontemplować zapach dłoni poświęconej tą wonią. Szukałem innych pachnideł z kadzidłem. Nawet niekoniecznie tak złożonych i pięknych jak Gucci, ale z kadzidłem.
W końcu trafiłem do Quality. Jaką oazą było to miejsce! Każdy kolejny zapach był niesamowitym olfaktorycznym przeżyciem. Ciągle czymś nowym, dopiero poznanym. Pomiędzy poszukiwaniami kadzidłowego świętego graala, poznawałem nuty, który nigdy wcześniej nie spotkałem w perfumach. Zaskakiwała mnie niespotykana trwałość niektórych niszowców.
Następnie trafiłem do Galilu. Tam poznałem zapachy Eau D`Italie, Serga Lutensa oraz L'Artisana. Trafiłem na forum perfumum fqjciora. Kameralne (wtedy) miejsce pasjonatów, zaledwie kilkudziesięciu userów. Potem przyszły sziesiątki wymian, zakupy próbek i dekantów, poznawanie setek zapachów. Od jakiegoś czasu już nie postrzegałem zapachów jako jednolitych tworów, lecz każdy z nich rozkładałem na poszczególne nuty, badając zależność ich obecności i intensywności od upływu czasu od aplikacji. Coraz rzadziej natomiast zdarzało mi się natrafić na coś, co mnie zaskakiwało, ekscytowało. Raz na czas coś mnie uderzyło (np. Cuir Mony di Orio) lub zachwyciło (stosunkowo późno poznany Fleur de Liane L'Artisana). Mój gust się wykształcił, a nos wyrobił. Wiedziałem, czego chcę. Kolejno poznawane zapachy oceniane były już tylko w kontekście "chcę" lub nie chcę go mieć".
Obecnie, mój nos jest jak facet, który przeleciał już setki panienek. Nawet jak trafi na taką 10/10, to już nie odczuwa takiego poziomu ekscytacji, jak wtedy, gdy wraz z kolejnymi pannami uczył się, jak być w tym dobrym. Jest jak gracz, który przeszedł już wszystkie levele, odblokował większość funkcji i ma już pełnię możliwości, ale więcej radości dawało mu przechodzenie kolejnych planszy i dążenie do stanu, który osiągnął. Wszak czyż to nie gonienie króliczka jest najfajniejsze? Oczywiście są setki zapachów, których nie znam. Jednak znając tak wiele, ciężko poznać coś naprawdę nowego, niepowtarzalnego.
Wciąż jestem pasjonatem, ale gdy trafiam na coś nowego, jestem chłodnym analitykiem, a nie napalonym maniakiem. Potrafię się zachwycić pięknem, ale nie odczuwam już niespodzianek. Mówi się, że im dalej w las, tym więcej drzew. Chciałbym wkroczyć jeszcze głębiej, ale jestem już od jakiegoś w środku lasu. Widząc na forum nowych userów i ich posty świadczące o ich niewielkim zaawansowaniu w temacie, trochę im zazdroszczę. Przechodzą ten najlepszy etap. Niech poznają, niech próbują, niech smakują. Teraz smakuje najlepiej.
Idę się chlapnąć Cool Water'em.
W końcu trafiłem do Quality. Jaką oazą było to miejsce! Każdy kolejny zapach był niesamowitym olfaktorycznym przeżyciem. Ciągle czymś nowym, dopiero poznanym. Pomiędzy poszukiwaniami kadzidłowego świętego graala, poznawałem nuty, który nigdy wcześniej nie spotkałem w perfumach. Zaskakiwała mnie niespotykana trwałość niektórych niszowców.
Następnie trafiłem do Galilu. Tam poznałem zapachy Eau D`Italie, Serga Lutensa oraz L'Artisana. Trafiłem na forum perfumum fqjciora. Kameralne (wtedy) miejsce pasjonatów, zaledwie kilkudziesięciu userów. Potem przyszły sziesiątki wymian, zakupy próbek i dekantów, poznawanie setek zapachów. Od jakiegoś czasu już nie postrzegałem zapachów jako jednolitych tworów, lecz każdy z nich rozkładałem na poszczególne nuty, badając zależność ich obecności i intensywności od upływu czasu od aplikacji. Coraz rzadziej natomiast zdarzało mi się natrafić na coś, co mnie zaskakiwało, ekscytowało. Raz na czas coś mnie uderzyło (np. Cuir Mony di Orio) lub zachwyciło (stosunkowo późno poznany Fleur de Liane L'Artisana). Mój gust się wykształcił, a nos wyrobił. Wiedziałem, czego chcę. Kolejno poznawane zapachy oceniane były już tylko w kontekście "chcę" lub nie chcę go mieć".
Obecnie, mój nos jest jak facet, który przeleciał już setki panienek. Nawet jak trafi na taką 10/10, to już nie odczuwa takiego poziomu ekscytacji, jak wtedy, gdy wraz z kolejnymi pannami uczył się, jak być w tym dobrym. Jest jak gracz, który przeszedł już wszystkie levele, odblokował większość funkcji i ma już pełnię możliwości, ale więcej radości dawało mu przechodzenie kolejnych planszy i dążenie do stanu, który osiągnął. Wszak czyż to nie gonienie króliczka jest najfajniejsze? Oczywiście są setki zapachów, których nie znam. Jednak znając tak wiele, ciężko poznać coś naprawdę nowego, niepowtarzalnego.
Wciąż jestem pasjonatem, ale gdy trafiam na coś nowego, jestem chłodnym analitykiem, a nie napalonym maniakiem. Potrafię się zachwycić pięknem, ale nie odczuwam już niespodzianek. Mówi się, że im dalej w las, tym więcej drzew. Chciałbym wkroczyć jeszcze głębiej, ale jestem już od jakiegoś w środku lasu. Widząc na forum nowych userów i ich posty świadczące o ich niewielkim zaawansowaniu w temacie, trochę im zazdroszczę. Przechodzą ten najlepszy etap. Niech poznają, niech próbują, niech smakują. Teraz smakuje najlepiej.
Idę się chlapnąć Cool Water'em.
Kupię/wymienię próbki:
Alexandria Frag. - Arabian Forest
M. Margiela - At The Barber's
Armani - Encens Satin
Atelier des Or - Cuir Sacré
Alexandria Frag. - Arabian Forest
M. Margiela - At The Barber's
Armani - Encens Satin
Atelier des Or - Cuir Sacré