Wtorek, 29 listopad 2011, 00:58
Prawdopodobnie od tego flakonu zacząłem moją przygodę z zapachami.
Przeleciałem oczywiście najpierw te najbardziej dostojne "flachy", ale żaden zapach nie wytargał mnie za mosznę.
Dopiero pod koniec pobytu w Sephorze, zauważyłem niepozorny, jakby wstydliwie schowany flakonik Bvlgari Pour Homme.
Powiem szczerze - zakochałem się w tym zapachu bez pamięci. Nie rozwodząc się nad moimi emocjami, zapach wydał mi się nad wyraz elegancki i subtelny.
Miał w sobie coś, czego nie znalazłem w żadnej testowanej wodzie.
Nuta herbaciana, wetiwer, cedr i wiele innych nut, o których wtedy nie miałem pojęcia, a które wytworzyły przepiękny klimat,
który z każdą godziną zaskakiwał mnie bardziej i bardziej.
Dobrze, że trwałość tego "spektaklu" nie była zbyt długa, bo pewnie umarłbym od wielokrotnego orgazmu olfaktorycznego.
Do dziś Bvlgari Pour Homme jest i będzie na mojej liście najlepszych inwestycji w zapach.
Nie zestarzał się ani trochę i mimo, że jego panu ze starości zmieniła się pewnie skóra, on nadal wygrywa na niej przepiękne melodie.
Bvlgari Pour Homme to po prostu czysta jak kryształ przyjemność. To lekarstwo na chamstwo i prostactwo tego świata. Definicja klasy.
Mam w kolekcji wszystkie trzy mutacje Bvlgari Pour Homme.
Zarówno Extreme (którą kupiłem omyłkowo jako BPH i Soir, ale żadna z nich nie dostąpiła zaszczytu bycia lepszą od protoplasty.
Czy gdyby Bvlgari Pour Homme miał trwałość i moc rażenia Paco Rabanne 1Million byłby jeszcze lepszym? Nie sądzę. Motyle już tak mają, że są lekkie...
Lubię siedzieć w fotelu czytając książkę, lekko rozchełstany, i uwielbiam te subtelne "dymki", które Bvlgari emituje z mojej klaty...
Boże... Jak ja to kurna kocham!
Przeleciałem oczywiście najpierw te najbardziej dostojne "flachy", ale żaden zapach nie wytargał mnie za mosznę.
Dopiero pod koniec pobytu w Sephorze, zauważyłem niepozorny, jakby wstydliwie schowany flakonik Bvlgari Pour Homme.
Powiem szczerze - zakochałem się w tym zapachu bez pamięci. Nie rozwodząc się nad moimi emocjami, zapach wydał mi się nad wyraz elegancki i subtelny.
Miał w sobie coś, czego nie znalazłem w żadnej testowanej wodzie.
Nuta herbaciana, wetiwer, cedr i wiele innych nut, o których wtedy nie miałem pojęcia, a które wytworzyły przepiękny klimat,
który z każdą godziną zaskakiwał mnie bardziej i bardziej.
Dobrze, że trwałość tego "spektaklu" nie była zbyt długa, bo pewnie umarłbym od wielokrotnego orgazmu olfaktorycznego.
Do dziś Bvlgari Pour Homme jest i będzie na mojej liście najlepszych inwestycji w zapach.
Nie zestarzał się ani trochę i mimo, że jego panu ze starości zmieniła się pewnie skóra, on nadal wygrywa na niej przepiękne melodie.
Bvlgari Pour Homme to po prostu czysta jak kryształ przyjemność. To lekarstwo na chamstwo i prostactwo tego świata. Definicja klasy.
Mam w kolekcji wszystkie trzy mutacje Bvlgari Pour Homme.
Zarówno Extreme (którą kupiłem omyłkowo jako BPH i Soir, ale żadna z nich nie dostąpiła zaszczytu bycia lepszą od protoplasty.
Czy gdyby Bvlgari Pour Homme miał trwałość i moc rażenia Paco Rabanne 1Million byłby jeszcze lepszym? Nie sądzę. Motyle już tak mają, że są lekkie...
Lubię siedzieć w fotelu czytając książkę, lekko rozchełstany, i uwielbiam te subtelne "dymki", które Bvlgari emituje z mojej klaty...
Boże... Jak ja to kurna kocham!

http://www.fragrantica.com/member/35168/
http://www.basenotes.net/members/3013-Mario-K
http://roqfort.digart.pl/
http://www.basenotes.net/members/3013-Mario-K
http://roqfort.digart.pl/