Sobota, 6 listopad 2021, 10:48
To drzewno-aromatyczne perfumy dla mężczyzn, których twórcą jest perfumiarz Nicola Pozzani.
nuty głowy - galbanum, bergamotka, grejpfrut
nuty serca - imbir, neroli, lawenda
nuty bazy - drzewo kaszmirowe, cedr, bursztyn, paczula, akord dymu
Nos tego pachnidła to niewątpliwie barwna postać, a obszar jego zainteresowań koncentrujący się na poszukiwaniu wspólnych płaszczyzn pomiędzy pachnidłami, współczesną sztuką zdobniczą i bukietami win, powodują zainteresowanie jego osobą ze strony producentów perfum, artystów tworzących spersonalizowaną biżuterię oraz sommelierów. „Poprzez sztukę zapachową pomagam ludziom odnaleźć ich istotę, ulepszając to, co robią.” Kierując się tym mottem Nicola Pozzani stworzył pachnidło, w którym - jak twierdzi Edward Bodenham, szef Floris – zawarł: „Wieloaspektowy zapach odzwierciedlający podróż w dążeniu do ponownego wyobrażenia sobie kultowego fougère .” Nieco wydumane, aczkolwiek faktem jest, że Vert Fougère zdobył laur Best Independent Fragrance, Fragrance Foundation Awards 2019. To duży splendor, podobnie jak samo zaproszenie do współpracy z jednym z najstarszych, aktywnych domów perfumeryjnym świata o początkach historii sięgającej roku 1730.
Od pierwszych chwil po aplikacji wiadomo, z czym mamy do czynienia. Ostre, przenikliwie świdrujące uderzenie w nozdrza nie pozostawia wątpliwości, jaki będzie temat przewodni tej kompozycji. Wetyweria. Jest gorzka, kwaskowa, w przyciemnionej tonacji i dominuje do tego stopnia, że trudno doszukać się na jej tle towarzystwa innych ingrediencji. Dopiero po około 30 minutach pojawiają się pierwsze, nieśmiałe przebicia ciepłego, żywicznego akordu. Dość agresywne intro ustępuje nieco miejsca kolońskiemu podbiciu, które zaznacza swoją obecność charakterystyczną lawendą, ale nie wpływa jakoś znacząco na zmianę ogólnego „profilu” pachnidła i według mnie nie ma nic wspólnego z barberskim ujęciem tej kolońskości. Insza inszość W duecie z cedrową wodą jedynie delikatnie go schładza i urozmaica drzewnymi niuansami. Mimo wszystko trudno tu mówić o jakiejś zdecydowanej ewolucji. Trawa wciąż jest na topie. Pojawienie się od-imbirowych akcentów zwiastuje ponowne ocieplenie całości, które współgra z coraz wyraźniejszym zadymieniem, a imbir zaczyna ścigać się z wetywerią. Zieleń robi się coraz ciemniejsza, aż przechodzi w brąz. Czuć jakieś chaszcze, uschnięte badyle i podduszające, konopne zielsko.
To zwiastun hybrydy Guerlain Vetiver i Kinski. Najdłuższa z faz ewolucji pachnidła i muszę wyznać, że dla mnie mdła i przez to irytująca. Wrażenie obcowania z ganją słabnie dopiero przy wygasaniu aromatu, kiedy na do widzenia pojawiają się śladowe kropelki słodyczy w lekkim puszysto-kremowym woalu. No nie wiem, ale miłości z tego nie będzie. Nie mój typ, nie moja bajka. Czytając po nutach spodziewałem się czegoś innego i snułem zupełnie inne domysły. Stąd podczas testów towarzyszyły mi ambiwalentne uczucia, bo z jednej strony - bardzo dobra jakość użytych składników, ponadprzeciętne parametry użytkowe (kilkunastogodzinna trwałość z wyrazistą projekcją) i ogólnie niebanalny charakter bukietu z wektorem wyraźnie zwróconym w kierunku mężczyzn; z drugiej - inwazyjne intro i migrenogenna monotonia „fazy konopnej”. Czegoś tu zabrakło, albo czegoś było zbyt dużo, ale to wyłącznie moja, subiektywna opinia. Wielbiciele stylistyki musicalu „Hair” powinni być zadowoleni, ale podróżując, muszą się liczyć z możliwością większego zainteresowania służb z lotniskową kontrolą osobistą włącznie. Bezsprzecznie intrygujące pachnidło. No coś w nim jest, przyznaję, ale nie pasujemy do siebie.
Tak sobie myślę, że bycie wykładowcą London College of Fashion, University of the Arts London i prowadzenie na nim warsztatów Design With Scents oraz współpraca z renomowanymi markami (Floris, Acqua di Parma, Le Labo), a także tworzenie pachnideł na specjalne zamówienia prestiżowych (czyt. bogatych) klientów tych domów, nie są automatyczną przepustką do elitarnego grona mistrzów olfaktorycznej profesji. O tym, prócz rzetelnego przygotowania merytorycznego i technicznej biegłości, decyduje coś, co określiłbym mianem „Iskry Bożej” lub po prostu talentu, jak kto woli.
Myślę, że upływ czasu mierzony kolejnymi dokonaniami pana Pozzani sam przyniesie odpowiedź na pytanie, czy mamy do czynienia z wybitnym artystą, czy też z jeszcze jednym, bardziej wyrafinowanym rzemieślnikiem. Ja będę Mu kibicował i trzymam za Niego kciuki. Jest potencjał. Jest moc.
Fotografie i cytaty ze stron: www.nicolapozzani.com oraz www.florislondon.com
Źródło pochodzenia cieczy poddanej testom: @Marwol
nuty głowy - galbanum, bergamotka, grejpfrut
nuty serca - imbir, neroli, lawenda
nuty bazy - drzewo kaszmirowe, cedr, bursztyn, paczula, akord dymu
Nos tego pachnidła to niewątpliwie barwna postać, a obszar jego zainteresowań koncentrujący się na poszukiwaniu wspólnych płaszczyzn pomiędzy pachnidłami, współczesną sztuką zdobniczą i bukietami win, powodują zainteresowanie jego osobą ze strony producentów perfum, artystów tworzących spersonalizowaną biżuterię oraz sommelierów. „Poprzez sztukę zapachową pomagam ludziom odnaleźć ich istotę, ulepszając to, co robią.” Kierując się tym mottem Nicola Pozzani stworzył pachnidło, w którym - jak twierdzi Edward Bodenham, szef Floris – zawarł: „Wieloaspektowy zapach odzwierciedlający podróż w dążeniu do ponownego wyobrażenia sobie kultowego fougère .” Nieco wydumane, aczkolwiek faktem jest, że Vert Fougère zdobył laur Best Independent Fragrance, Fragrance Foundation Awards 2019. To duży splendor, podobnie jak samo zaproszenie do współpracy z jednym z najstarszych, aktywnych domów perfumeryjnym świata o początkach historii sięgającej roku 1730.
Od pierwszych chwil po aplikacji wiadomo, z czym mamy do czynienia. Ostre, przenikliwie świdrujące uderzenie w nozdrza nie pozostawia wątpliwości, jaki będzie temat przewodni tej kompozycji. Wetyweria. Jest gorzka, kwaskowa, w przyciemnionej tonacji i dominuje do tego stopnia, że trudno doszukać się na jej tle towarzystwa innych ingrediencji. Dopiero po około 30 minutach pojawiają się pierwsze, nieśmiałe przebicia ciepłego, żywicznego akordu. Dość agresywne intro ustępuje nieco miejsca kolońskiemu podbiciu, które zaznacza swoją obecność charakterystyczną lawendą, ale nie wpływa jakoś znacząco na zmianę ogólnego „profilu” pachnidła i według mnie nie ma nic wspólnego z barberskim ujęciem tej kolońskości. Insza inszość W duecie z cedrową wodą jedynie delikatnie go schładza i urozmaica drzewnymi niuansami. Mimo wszystko trudno tu mówić o jakiejś zdecydowanej ewolucji. Trawa wciąż jest na topie. Pojawienie się od-imbirowych akcentów zwiastuje ponowne ocieplenie całości, które współgra z coraz wyraźniejszym zadymieniem, a imbir zaczyna ścigać się z wetywerią. Zieleń robi się coraz ciemniejsza, aż przechodzi w brąz. Czuć jakieś chaszcze, uschnięte badyle i podduszające, konopne zielsko.
To zwiastun hybrydy Guerlain Vetiver i Kinski. Najdłuższa z faz ewolucji pachnidła i muszę wyznać, że dla mnie mdła i przez to irytująca. Wrażenie obcowania z ganją słabnie dopiero przy wygasaniu aromatu, kiedy na do widzenia pojawiają się śladowe kropelki słodyczy w lekkim puszysto-kremowym woalu. No nie wiem, ale miłości z tego nie będzie. Nie mój typ, nie moja bajka. Czytając po nutach spodziewałem się czegoś innego i snułem zupełnie inne domysły. Stąd podczas testów towarzyszyły mi ambiwalentne uczucia, bo z jednej strony - bardzo dobra jakość użytych składników, ponadprzeciętne parametry użytkowe (kilkunastogodzinna trwałość z wyrazistą projekcją) i ogólnie niebanalny charakter bukietu z wektorem wyraźnie zwróconym w kierunku mężczyzn; z drugiej - inwazyjne intro i migrenogenna monotonia „fazy konopnej”. Czegoś tu zabrakło, albo czegoś było zbyt dużo, ale to wyłącznie moja, subiektywna opinia. Wielbiciele stylistyki musicalu „Hair” powinni być zadowoleni, ale podróżując, muszą się liczyć z możliwością większego zainteresowania służb z lotniskową kontrolą osobistą włącznie. Bezsprzecznie intrygujące pachnidło. No coś w nim jest, przyznaję, ale nie pasujemy do siebie.
Tak sobie myślę, że bycie wykładowcą London College of Fashion, University of the Arts London i prowadzenie na nim warsztatów Design With Scents oraz współpraca z renomowanymi markami (Floris, Acqua di Parma, Le Labo), a także tworzenie pachnideł na specjalne zamówienia prestiżowych (czyt. bogatych) klientów tych domów, nie są automatyczną przepustką do elitarnego grona mistrzów olfaktorycznej profesji. O tym, prócz rzetelnego przygotowania merytorycznego i technicznej biegłości, decyduje coś, co określiłbym mianem „Iskry Bożej” lub po prostu talentu, jak kto woli.
Myślę, że upływ czasu mierzony kolejnymi dokonaniami pana Pozzani sam przyniesie odpowiedź na pytanie, czy mamy do czynienia z wybitnym artystą, czy też z jeszcze jednym, bardziej wyrafinowanym rzemieślnikiem. Ja będę Mu kibicował i trzymam za Niego kciuki. Jest potencjał. Jest moc.
Fotografie i cytaty ze stron: www.nicolapozzani.com oraz www.florislondon.com
Źródło pochodzenia cieczy poddanej testom: @Marwol