Piątek, 14 maj 2021, 14:20
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Piątek, 14 maj 2021, 15:35 przez brz. Edytowano łącznie: 4)
Pisałem niedawno w wątku o innym zapachu Jovoy, że niektóre perfumy dosłownie teleportują mnie w konkretne miejsca. Percepcja się nie zmienia, to wiecznie ta sama sytuacja ukazana z najdrobniejszymi szczegółami, nieważne, jak długo obcuję z danym zapachem. Na półce mam takich pachnideł tylko 3 czy 4 i przy każdym noszeniu niezmiennie mnie zachwycają. Takie są właśnie La Liturgie des Heures .
Mamy listopad albo wczesny marzec, dochodzi 18:00, deszcz siąpi, mgła. Mały drewniany kościółek na skraju lasu gdzieś na podlaskiej wsi, wieczorna msza - we wnętrzu przygaszone światła, dużo zapalonych świec, grają organy, kilka starych kobiet zawodzi jakieś pieśni. W powietrzu intensywny zapach kadzidła i starych, wytartych niemal na połysk ławek z jasnego drewna, od czasu do czasu nacieranych jakąś politurą.
Tak mi to pachnie. Kadzidło, drewno, zieloność drzew, wilgoć, ciemność za oknem. Nie wiem skąd Podlasie, bo kompletnie go nie znam. Ale w głowie jakoś tak mi się to układa, pewnie mocno stereotypowo. Tradycjonalizm, trochę zabobonów i trochę prawosławnego mistycyzmu.
Tylko parametrów mi żal, bo są dość liche jak na takie mocne nuty. Najlepiej spisuje się to w deszczowe dni, ale po 4 godzinach (z czego wyraźna projekcja to pewnie około godziny) i tak z reguły znika ze mnie bez śladu. Raz zrobiłem test w ciepły i słoneczny dzień - perfumy wyparowały w mgnieniu oka.