Wtorek, 25 październik 2011, 20:01
A więc to tak pachnie mirra? Dobrze wiedzieć. To jeden z najmniej efektownych zapachów jakie miałem okazję poznać. Na mojej skórze jest wyjątkowo słaby, ale dzieją się z nim ciekawe rzeczy. Mianowicie na początku czuję go słabiej, a stopniowo, kiedy poszczególne molekuły ulatniają się ze skóry, dopiero zaczynają dochodzić do mojego nosa jakieś dające się opisać wrażenia.
Jest to w zasadzie dwu-nutowiec. Jedna nuta to mirra, a druga to miód. Ale miód nie aromatyczny, tylko jakby zleżały, niezbyt świeży i ze sporym dodatkiem cukru. Reszta gdzieś mi umyka, choć np. podawana w składzie tonka może się na tle ww. nut nie wyróżniać. Zarówno mirra jak i słodycz są tutaj bardzo subtelne i z początku aż ciężko jest je w ogóle poczuć. Ale kiedy je wreszcie poczujemy, trwają raczej długo.
Zapach jest jakiś taki tajemniczy i ponury. Kojarzy mi się z zupełnie inną epoką naszej cywilizacji, może trochę ze średniowieczem, jak Avignon, kiedy perfum jako takich jeszcze nie znano (choć w starożytności podobno korzystano z wonnych olejków). Ale ten zapach nie ma nic wspólnego z typowymi, komponowanymi perfumami, jest o wiele bliżej natury. Przywodzi na myśl jakieś stare, próchniejące pnie, w których po aromatycznych żywicach nie ma śladu. (Naprawdę, podanego w składzie benzoesu [choć wolę słowo styrax] nie czuję.) Skądś dobiega woń starego miodu (barć?) i częściowo wysuszonych, a częściowo świeżych ziół - mirra Goutal ma bowiem wyraźny lekko miętowy aspekt. I to wszystko. Mówiłem, że mało efektowny?
Wg mnie klimatem przypomina Avignon lub Chene - zapachy, które gdyby były filmami, byłyby czarno-białe i nieme. Ponury, medytacyjny zapach, który aplikujesz gdy boli cię głowa, a każda intensywna woń tylko ten ból potęguje. Nie wiem czy Myrrhe Ardente mógłby być lekarstwem na ból głowy, mnie wczoraj nie pomógł, ale pogorszyć bólu nie pogorszył.
Jest to w zasadzie dwu-nutowiec. Jedna nuta to mirra, a druga to miód. Ale miód nie aromatyczny, tylko jakby zleżały, niezbyt świeży i ze sporym dodatkiem cukru. Reszta gdzieś mi umyka, choć np. podawana w składzie tonka może się na tle ww. nut nie wyróżniać. Zarówno mirra jak i słodycz są tutaj bardzo subtelne i z początku aż ciężko jest je w ogóle poczuć. Ale kiedy je wreszcie poczujemy, trwają raczej długo.
Zapach jest jakiś taki tajemniczy i ponury. Kojarzy mi się z zupełnie inną epoką naszej cywilizacji, może trochę ze średniowieczem, jak Avignon, kiedy perfum jako takich jeszcze nie znano (choć w starożytności podobno korzystano z wonnych olejków). Ale ten zapach nie ma nic wspólnego z typowymi, komponowanymi perfumami, jest o wiele bliżej natury. Przywodzi na myśl jakieś stare, próchniejące pnie, w których po aromatycznych żywicach nie ma śladu. (Naprawdę, podanego w składzie benzoesu [choć wolę słowo styrax] nie czuję.) Skądś dobiega woń starego miodu (barć?) i częściowo wysuszonych, a częściowo świeżych ziół - mirra Goutal ma bowiem wyraźny lekko miętowy aspekt. I to wszystko. Mówiłem, że mało efektowny?
Wg mnie klimatem przypomina Avignon lub Chene - zapachy, które gdyby były filmami, byłyby czarno-białe i nieme. Ponury, medytacyjny zapach, który aplikujesz gdy boli cię głowa, a każda intensywna woń tylko ten ból potęguje. Nie wiem czy Myrrhe Ardente mógłby być lekarstwem na ból głowy, mnie wczoraj nie pomógł, ale pogorszyć bólu nie pogorszył.