Wtorek, 18 październik 2011, 21:38
Które lubicie, których nie, ew. dlaczego?
Zacznę od dwóch jesienno-zimowych kompozycji w ofercie włoskiej firmy.
Otóż ostatnio przez kilka dni testowałem na zmianę Bois D'Ombrie i Baume Du Doge.
Bois D'Ombrie to prawdziwy zapachowy potwór i tour de force Duchafoura. W otwarciu zapach od razu pokazuje rogi - nuta koniaku plus marchewka - czuć ją ewidentnie - łączą się w coś korzennego, co pobrzmiewa też w późniejszych fazach. Ale otwarcie to tylko przygrywka. Zrazu nasze zmysły atakują drzewne bogactwa orientu - żywica copahu, opoponaks, mirra. Dla mnie nie ma wyraźnej różnicy pomiędzy nutami serca, a bazą. Serce jest bardziej dymne z wyraźnym cały czas koniakiem, a baza jest bardziej słodka. Musi za to chyba odpowiadać opopnaks. To w ogóle jedne z najsłodszych perfum, jakie wyszły spod ręki Duchafoura. Wrażenie jest jakby dorzucił tam potężną ilość posłodzonej i lekko przypalonej wanilii albo czegoś podobnego, ale jak czytam skład, nie ma tam nut jednoznacznie słodkich.
W Baume Du Doge jest np. wanilia i coś w rodzaju kandyzowanej pomarańczy, a zapach nie jest tak słodki.
Ale to dopiero w ostatniej fazie. Bo w międzyczasie dzieje się tyle, że naprawdę trudno to ogarnąć. Bois D'Ombrie jest zapachowym kameleonem. Może być dla ciebie czym tylko sobie zażyczysz. Albo inaczej. Ma w sobie charakterystyczne aspekty różnych inych znanych kompozycji. Może być ciepłym, dymnym i lekko słodkawym wetiwerem trochę jak Chanel Sycomore. Wetiwer raz jest raz go nie ma, jak ta baletnica, która kręci się raz w prawo, raz w lewo, ale nigdy w obie strony na raz. Ze swoim korzennym akordem plus słodycz, kojarzy się z owocami oblanymi czekoladową polewą, a to przywodzi mi na myśl takie cieplejsze i bogatsze Borneo 1834 Lutensa. Tytoń plus koniak to znany i lubiany Burberry London. A całe bogactwo żywic, które zachowują się jakby były szkiełkami w jakimś zapachowym kalejdoskopie, momentami przypominają mi nutę korzennej, gorzkiej ambry jak w Ambre Sultan. Czuć nawet akord skórzany. Nie ma w zasadzie tylko tytułowych umbryjskich bois. Jest to raczej utwór na temat żywic niż drzew. Żywic o wszelkich możliwych odcieniach zapachowych, gdzie gorycz tytoniu i wetiweru równoważy słodycz opoponaksu. Najlepsze jest to, że wszystkie te nuty naprawdę czuć i są one dość wyraźnie wyodrębnione, nie zakłócają jedna drugiej. Możemy skupić się na którymś z aspektów zapachu i cała reszta w tym czasie siedzi cicho i nam nie przeszkadza. Pod tym względem to zapach dla koneserów perfum. Jednocześnie jest dość klasyczny w tym sensie, że nie ma w nim żadnych nut, które mogłyby być uznane za wybitnie dziwne, tak mi się wydaje, dla kogoś, kto nie ma styczności z niszą. (Może z wyjątkiem marchewki, ale ona akurat szybko niknie.)
Dla porządku jeszcze dodam, że trwałość i projekcja jest w sam raz. Zapach trzyma się na skórze kilka dobrych godzin i subiektywnie wydaje mi się dość dobrze wyczuwalny dla otoczenia. Ja np. nie zawsze lubię jak zapach trzyma się zbyt długo, a tu jest to wszystko idealnie.
Czy muszę pisać, że lubię Bois D'Ombrie?
O Baume Du Doge napiszę kiedy indziej.
Zacznę od dwóch jesienno-zimowych kompozycji w ofercie włoskiej firmy.
Otóż ostatnio przez kilka dni testowałem na zmianę Bois D'Ombrie i Baume Du Doge.
Bois D'Ombrie to prawdziwy zapachowy potwór i tour de force Duchafoura. W otwarciu zapach od razu pokazuje rogi - nuta koniaku plus marchewka - czuć ją ewidentnie - łączą się w coś korzennego, co pobrzmiewa też w późniejszych fazach. Ale otwarcie to tylko przygrywka. Zrazu nasze zmysły atakują drzewne bogactwa orientu - żywica copahu, opoponaks, mirra. Dla mnie nie ma wyraźnej różnicy pomiędzy nutami serca, a bazą. Serce jest bardziej dymne z wyraźnym cały czas koniakiem, a baza jest bardziej słodka. Musi za to chyba odpowiadać opopnaks. To w ogóle jedne z najsłodszych perfum, jakie wyszły spod ręki Duchafoura. Wrażenie jest jakby dorzucił tam potężną ilość posłodzonej i lekko przypalonej wanilii albo czegoś podobnego, ale jak czytam skład, nie ma tam nut jednoznacznie słodkich.
W Baume Du Doge jest np. wanilia i coś w rodzaju kandyzowanej pomarańczy, a zapach nie jest tak słodki.
Ale to dopiero w ostatniej fazie. Bo w międzyczasie dzieje się tyle, że naprawdę trudno to ogarnąć. Bois D'Ombrie jest zapachowym kameleonem. Może być dla ciebie czym tylko sobie zażyczysz. Albo inaczej. Ma w sobie charakterystyczne aspekty różnych inych znanych kompozycji. Może być ciepłym, dymnym i lekko słodkawym wetiwerem trochę jak Chanel Sycomore. Wetiwer raz jest raz go nie ma, jak ta baletnica, która kręci się raz w prawo, raz w lewo, ale nigdy w obie strony na raz. Ze swoim korzennym akordem plus słodycz, kojarzy się z owocami oblanymi czekoladową polewą, a to przywodzi mi na myśl takie cieplejsze i bogatsze Borneo 1834 Lutensa. Tytoń plus koniak to znany i lubiany Burberry London. A całe bogactwo żywic, które zachowują się jakby były szkiełkami w jakimś zapachowym kalejdoskopie, momentami przypominają mi nutę korzennej, gorzkiej ambry jak w Ambre Sultan. Czuć nawet akord skórzany. Nie ma w zasadzie tylko tytułowych umbryjskich bois. Jest to raczej utwór na temat żywic niż drzew. Żywic o wszelkich możliwych odcieniach zapachowych, gdzie gorycz tytoniu i wetiweru równoważy słodycz opoponaksu. Najlepsze jest to, że wszystkie te nuty naprawdę czuć i są one dość wyraźnie wyodrębnione, nie zakłócają jedna drugiej. Możemy skupić się na którymś z aspektów zapachu i cała reszta w tym czasie siedzi cicho i nam nie przeszkadza. Pod tym względem to zapach dla koneserów perfum. Jednocześnie jest dość klasyczny w tym sensie, że nie ma w nim żadnych nut, które mogłyby być uznane za wybitnie dziwne, tak mi się wydaje, dla kogoś, kto nie ma styczności z niszą. (Może z wyjątkiem marchewki, ale ona akurat szybko niknie.)
Dla porządku jeszcze dodam, że trwałość i projekcja jest w sam raz. Zapach trzyma się na skórze kilka dobrych godzin i subiektywnie wydaje mi się dość dobrze wyczuwalny dla otoczenia. Ja np. nie zawsze lubię jak zapach trzyma się zbyt długo, a tu jest to wszystko idealnie.
Czy muszę pisać, że lubię Bois D'Ombrie?
O Baume Du Doge napiszę kiedy indziej.