Piątek, 16 wrzesień 2011, 07:32
Dzisiaj dzielę dzień z Bois d'Iris, wspaniałym dziełem J.C Elleny dla The Different Company. Zaprzyjaźnienie się z tym cudem zajęło mi kilka miesięcy. Wyjmowałem z pudełka i po jednym dniu pakowałem ponownie i wciskałem w najdalszy kat łazienkowej szafki. Wreszcie się zrozumieliśmy i na pewno przez dłuższy czas się nie rozstaniemy (choć daleko mi do romantyzmu). Wadził mi ten irys strasznie. Zgadzam się jednak z całkiem trafną radą kolegi Casyoosha - aplikuj i wyjdź! Zmieszanie się z otoczeniem działa genialnie i na zapach, i na noszącego. Wszystko nabiera pełni, zrozumienia. I tak pokochałem irys, nie wspominając o tym, że tego samego dnia znajoma prawie nie odrywała się od mojej szyi, nie mogąc uwierzyć, że coś może tak pięknie pachnieć (ostatecznie zdecydowała się je kupić :-) ). Co ciekawe, od tych perfum rozpoczęła się moja przygoda z zapachami. Jesienią zeszłego roku Douglas wyprzedawał całą serię The Different Company w cenie- uwaga!!! - 84 zł!!! Do dziś żałuję, że chwyciłem tylko dwa, z innymi też z pewnością bym się polubił, lub komuś sprezentował. :-) Same perfumy wyjątkowo długo się mnie trzymają, a wiem, że sporo osób ma z nimi problem. Po sześciu godzinach nadal bez żadnego problemu potrafię wyczuć irys i cedr. Nie zauważyłem zbyt dużej ewolucji zapachu podczas noszenia, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Uważam, że są to idealne perfumy na wiosnę (choć czuję się w nich ciepło, więc nawet zimą nic mi nie będzie w nich przeszkadzać). Irysy i świeże gałęzie - ale kremowe (najlepiej oddaje to ładny angielski przymiotnik: velvety) Czy ktoś się mocował tak jak ja z tym cudeńkiem? Kończę iście allegrowiczowskim frazesem: Gorąco polecam!!! ;-)