Środa, 14 wrzesień 2011, 12:55
Oscar de la Renta Pour Lui - kawiatowo-szyprowy, ale nie jeden z wielu szyprów, a zjawiskowy i o tym niżej.
Głowa: aldehydy, anyż, bazylia, bergamota, żywica galbanum, lawenda, macierzanka
Serce: goździk, drewno cedrowe, cynamon, paproć, paczula, wetiwer
Baza: jodła, mech, piżmo, żywica olibanum
Oscac de la Renta, czyli Oscar Aristides Renta Fiallo to z pochodzenia dominikański projektant mody i podejrzewam, że Pour Lui jest zwierciadlanym odbiciem jego temperamentu, bo pachnidło jest nasączone do granic możliwości składnikami, bardzo zwarte, mega trwałe a za sprawą żywic mega męskie, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Jednym słowem przepyszne.
Otwarcie aldehydowe i słodkie, kwiatowo-owocowe, ale słodkość nie jest duszna a służy spięciu kompozycji. Aldehydy nieco ustępują z czasem i pojawia się wytrawna słodkość połączona z nutami cynamonu i anyżu utrwalona żywicami.
Doskonały wybór dla dojrzałego faceta, który ceni mocne akcenty i jest odporny na podszepty kolorowych pisemek usiłujących lansować trendy w modzie.
Młodszym nie polecam, bo pewnie odbiorą ten zapach może nie tyle dziadkowo, co wujkowo, wujkiem z lat 80-ch, jak to niedawo doczytałem na wizażu, gdzie 19-latki(?) siliły się na opiniowanie Hermes 24 Faubourg EDP wystawiająć jedyną słuszną negatywną notę “fuj” Kucnąłem kilka razy w spontanicznym rozbawieniu, bo to tak, jakby o motocyklu Harley-Davidson powiedzieć, że to zabytek, a o cabernet sauvignon, że fuj, bo cierpkie. To tyle tytułem dygersji w temacie.
Na mojej suchej skórze Pour Lui trzyma spokojnie 10 godzin. Zapach traci z czasem na swej intensywności, ale do końca pozostaje zwarty i żywiczno słodki kwiatowo-owocową słodyczą. Pachnidło uhonorowane nagrodą FIFI w 1981 roku i w mojej ocenie w pełni zasługuje na takie wyróżnienie.