Środa, 14 wrzesień 2011, 07:55
Dziś natomiast testuję dębowy zapach Lutensa. Nie jest mój. Wiem to już po jednym teście. Zapach jest raczej cichy, dyskretny, nie grzeszy też oryginalnością. Pod tym względem jest mało niszowy i mało lutensowy. Może inaczej - jest oryginalny, ale nie jest to oryginalność, która bije po nozdrzach. Wyobraziłem sobie, że tak może pachnieć mieszkanie starego kawalera. Dębowe meble, kurz na półkach, wyślizgany parkiet, jakieś ususzone kwiaty w wazonie, pamiątka po dawnej znajomości, stary, wytarty fotel ze sztucznej skóry, tradycyjne szare mydło i pas do ostrzenia brzytwy.
Mimo tych skojarzeń, da się nosić dzisiaj jak najbardziej, nie pachnie "dziadkowo", ale ciężko mi przypisać go do jakiejś konkretnej okazji. Nie jest to zapach stricte klasyczny, ale kojarzy mi się raczej z kimś starszym. Gdybym nie wiedział co to jest, pomyślałbym, że to coś co wyprodukował Chanel albo Guerlain 60 lat temu.
Ciekawe jest to, że niektórym Chene kojarzy się z lasem (z tego, co czytam na blogach). Dla mnie jest to już dąb po przetarciu, wyjściu z warsztatu stolarskiego, a nawet jakiś czas już używany w postaci mebla czy zabejcowanej framugi drzwi.
Mimo tych skojarzeń, da się nosić dzisiaj jak najbardziej, nie pachnie "dziadkowo", ale ciężko mi przypisać go do jakiejś konkretnej okazji. Nie jest to zapach stricte klasyczny, ale kojarzy mi się raczej z kimś starszym. Gdybym nie wiedział co to jest, pomyślałbym, że to coś co wyprodukował Chanel albo Guerlain 60 lat temu.
Ciekawe jest to, że niektórym Chene kojarzy się z lasem (z tego, co czytam na blogach). Dla mnie jest to już dąb po przetarciu, wyjściu z warsztatu stolarskiego, a nawet jakiś czas już używany w postaci mebla czy zabejcowanej framugi drzwi.