Sobota, 3 wrzesień 2011, 18:28
brak weny twórczej, czasu i ciekawych pomysłów pozwoliły Wam nieco odetchnąć od mych sążnistych chałturek, ale oto Power's Back :twisted:
wypadało by mi skwitować w paru słowach ostatnie (obfite w niespodzianki i rozczarowania) )zakupy perfumowe i odnieść się w paru słowach do tytułowych zapachów, gdyż kupiłem zupełnie w ciemno sugerując się wyłącznie Waszymi opiniami.....
Pominę oczywiście Bossa Bottled (aka. grey, No 6, szarego), Bogarta PH, Bowling Green i Tabac'a bo były mi doskonale znane, świadomie pożądane i w pełni chciane
Azzaro PH - nie, nie, nie i jeszcze raz nie....
próbowałem, przekonywałem sam siebie, dałem mu 3 podejścia tylko dla niego samego... przespałem się z decyzją i wmawiałem sobie że może coś między nami zaiskrzy ale nie...
dlaczego? przecież to klasyk!, chwalony i doceniony przez wielu, będący w produkcji od pierdyliona lat i niby co gniot?
nic z tych rzeczy... zapach bardzo poprawny, dojrzały i jeśli jesteś fanem Rive Gauche od YSL, to Azzaro PH będzie strzałem w dziesiątkę....
a do tego jeśli lubisz wodę kolońską zasiloną sokiem i miazgą roślinną z delikatnym kredowo - metalicznym akcentem to zapach będzie dla Ciebie idealny....
ja niestety preferuję nieco inne klimaty i zdecydowanie to nie jest moja parafia....
Jovan Musk - oj chodź do tatusia cielęcinko jest słodko, piżmowo, przytulnie, słonecznie i bezpiecznie....
czuję się jakbym drzemał w hamaku w zacienionym ogrodzie... po mym ciele prześlizgują się gorące promienie słońca które przebiły gąszcz liści drzew, delikatnie rozgrzewając i pieszcząc swym dotykiem skórę i kojąc zmysły.... do mych nozdrzu dociera lekki wiaterek niosący słodkie wonności z pobliskiej rozgrzanej słońcem łąki pełnej kwiatów i ziół..... po prostu błoga niczym nie zmącona sielanka jak u Kochanowskiego...
Taki jest Musk... Pachnie nieco podobnie do Tabac'a, ale najbardziej chyba blisko mu do Prady Amber... jest świeżo, ale i słodkawo... te subtelne mydlinki są tylko swoistym preludium do piżmowego gorącego serca i bazy tego pachnidła.... Jest idealnie wyważoną kompozycją... dzięki temu nie miałbym obiekcji stosować go i na dzień i na wieczór, bo w każdej roli spisze się wybornie...
Jovan Musk jest bezapelacyjnie w moim typie i strasznie się cieszę, że zawierzyłem namowom i dorzuciłem go do koszyka z zakupami...
Antonio Banderas - Spirit for men - cóż Panowie i Panie będzie krótko i konkretnie w przeciwieństwie do Spirita, który nie może się zdecydować czy pachnieć czy też nie i z mocą i projekcją równą mocy pierdnięcia mrówki...
Jeśli ten zapach ma być kwintesencją latynoskiego uwodziciela, to chyba jest nim stetryczały kastrat z tupecikiem zamiast włosów....
Wącham i wącham i wącham i nic.... aplikuję na drugą rękę i podobnie cisza... skromne otwarcie pachnące czymś cytrusowym i z próbującą się dramatycznie wybić czarną porzeczką? nie ma jej w składzie ale czuję wyraźnie porzeczkę.... zresztą nie ważne co napisali w wykazie sadników, bo i tak nic z tego nie czuć... odrobina więdnącej w oczach porzeczki podparta jakimś słabowitym cytrusem i czymś w bazie, ale tak rachitycznym, że nie sposób zidentyfikować cóż to takiego....
moc tragiczna, projekcja tragiczna, kompozycja tragiczna.... nie wiem ile musiałbym na siebie tego wylać by to poczuć.... zresztą musiałbym to uczynić chyba własną siłą woli, bo na podniesienie się zapachu ze skóry w stronę nosa nie ma co liczyć....
słowem okrutna słabizna pod każdym względem....
Nike Green Storm - ależ miałem ciarki jak wreszcie przyszła paczuszka i drżącymi z podniecenia łapkami rozerwałem kopertę...
całe szczęście że trafił mi się testerek za 10 zł bez grosika bo i tak można zakup uznać za pieniądze wyrzucone w błoto....
czuję się zawiedziony i rozczarowany jak dziecko któremu obiecano wyjście do cyrku i na lody i nie dotrzymano słowa... czuję w zasadzie tylko pieprz i jakieś badyle, co i tak jest sukcesem w porównaniu do pierwszego wąchania kiedy z każdym niuchem wypowiadałem pod nosem złowieszcze BANG!...
Marcin B. na swoim blogu rozpływa się nad green storm'em w samych superlatywach, padło nawet barbarzyńskie IMO porównanie do Jade od Durbano ale litości!!!...
w Jade czuć to całe bogactwo składników zielonych, prawdziwą kakofonię nieprzebranych gatunków zieleniny, tak sugestywnych i głębokich, że aż namacalnych, a tu? cieniutko....
wrócę do testów jak mi przejdzie katar i wróci chęć do życia...
wypadało by mi skwitować w paru słowach ostatnie (obfite w niespodzianki i rozczarowania) )zakupy perfumowe i odnieść się w paru słowach do tytułowych zapachów, gdyż kupiłem zupełnie w ciemno sugerując się wyłącznie Waszymi opiniami.....
Pominę oczywiście Bossa Bottled (aka. grey, No 6, szarego), Bogarta PH, Bowling Green i Tabac'a bo były mi doskonale znane, świadomie pożądane i w pełni chciane
Azzaro PH - nie, nie, nie i jeszcze raz nie....
próbowałem, przekonywałem sam siebie, dałem mu 3 podejścia tylko dla niego samego... przespałem się z decyzją i wmawiałem sobie że może coś między nami zaiskrzy ale nie...
dlaczego? przecież to klasyk!, chwalony i doceniony przez wielu, będący w produkcji od pierdyliona lat i niby co gniot?
nic z tych rzeczy... zapach bardzo poprawny, dojrzały i jeśli jesteś fanem Rive Gauche od YSL, to Azzaro PH będzie strzałem w dziesiątkę....
a do tego jeśli lubisz wodę kolońską zasiloną sokiem i miazgą roślinną z delikatnym kredowo - metalicznym akcentem to zapach będzie dla Ciebie idealny....
ja niestety preferuję nieco inne klimaty i zdecydowanie to nie jest moja parafia....
Jovan Musk - oj chodź do tatusia cielęcinko jest słodko, piżmowo, przytulnie, słonecznie i bezpiecznie....
czuję się jakbym drzemał w hamaku w zacienionym ogrodzie... po mym ciele prześlizgują się gorące promienie słońca które przebiły gąszcz liści drzew, delikatnie rozgrzewając i pieszcząc swym dotykiem skórę i kojąc zmysły.... do mych nozdrzu dociera lekki wiaterek niosący słodkie wonności z pobliskiej rozgrzanej słońcem łąki pełnej kwiatów i ziół..... po prostu błoga niczym nie zmącona sielanka jak u Kochanowskiego...
Taki jest Musk... Pachnie nieco podobnie do Tabac'a, ale najbardziej chyba blisko mu do Prady Amber... jest świeżo, ale i słodkawo... te subtelne mydlinki są tylko swoistym preludium do piżmowego gorącego serca i bazy tego pachnidła.... Jest idealnie wyważoną kompozycją... dzięki temu nie miałbym obiekcji stosować go i na dzień i na wieczór, bo w każdej roli spisze się wybornie...
Jovan Musk jest bezapelacyjnie w moim typie i strasznie się cieszę, że zawierzyłem namowom i dorzuciłem go do koszyka z zakupami...
Antonio Banderas - Spirit for men - cóż Panowie i Panie będzie krótko i konkretnie w przeciwieństwie do Spirita, który nie może się zdecydować czy pachnieć czy też nie i z mocą i projekcją równą mocy pierdnięcia mrówki...
Jeśli ten zapach ma być kwintesencją latynoskiego uwodziciela, to chyba jest nim stetryczały kastrat z tupecikiem zamiast włosów....
Wącham i wącham i wącham i nic.... aplikuję na drugą rękę i podobnie cisza... skromne otwarcie pachnące czymś cytrusowym i z próbującą się dramatycznie wybić czarną porzeczką? nie ma jej w składzie ale czuję wyraźnie porzeczkę.... zresztą nie ważne co napisali w wykazie sadników, bo i tak nic z tego nie czuć... odrobina więdnącej w oczach porzeczki podparta jakimś słabowitym cytrusem i czymś w bazie, ale tak rachitycznym, że nie sposób zidentyfikować cóż to takiego....
moc tragiczna, projekcja tragiczna, kompozycja tragiczna.... nie wiem ile musiałbym na siebie tego wylać by to poczuć.... zresztą musiałbym to uczynić chyba własną siłą woli, bo na podniesienie się zapachu ze skóry w stronę nosa nie ma co liczyć....
słowem okrutna słabizna pod każdym względem....
Nike Green Storm - ależ miałem ciarki jak wreszcie przyszła paczuszka i drżącymi z podniecenia łapkami rozerwałem kopertę...
całe szczęście że trafił mi się testerek za 10 zł bez grosika bo i tak można zakup uznać za pieniądze wyrzucone w błoto....
czuję się zawiedziony i rozczarowany jak dziecko któremu obiecano wyjście do cyrku i na lody i nie dotrzymano słowa... czuję w zasadzie tylko pieprz i jakieś badyle, co i tak jest sukcesem w porównaniu do pierwszego wąchania kiedy z każdym niuchem wypowiadałem pod nosem złowieszcze BANG!...
Marcin B. na swoim blogu rozpływa się nad green storm'em w samych superlatywach, padło nawet barbarzyńskie IMO porównanie do Jade od Durbano ale litości!!!...
w Jade czuć to całe bogactwo składników zielonych, prawdziwą kakofonię nieprzebranych gatunków zieleniny, tak sugestywnych i głębokich, że aż namacalnych, a tu? cieniutko....
wrócę do testów jak mi przejdzie katar i wróci chęć do życia...
hito wa mikake ni yoranu mono...
http://www.fragrantica.com/member/40210/
http://perfumomania.wordpress.com/
http://www.fragrantica.com/member/40210/
http://perfumomania.wordpress.com/