Sobota, 5 maj 2012, 13:31
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Piątek, 15 styczeń 2021, 08:13 przez pblonski.)
Koniec majowego weekendu zaprowadził mnie do Douglasa, który akurat w Silesii jest dużo lepiej zaopatrzony w nowości niż pobliska Sephora.
Po rozczarowaniu Issey Homme Sport postanowiłem przetestować kolejną wariację na temat klasyka, tym razem z jakże malowniczym zielonym listkiem. Producent dalej odcina kupony od magii oryginału, mamy zatem pierwotny kształt flakonu, przyozdobiony wspomnianym badylem. Całość wygląda niestety ślicznie i przyciąga wzrok, do tego oczywiście zajmuje jedną z głównych półek. Nie można nie zauważyć.
Co do samej zawartości flakonu już szału nie ma. Jak zwykle w edycji "specjalnej" Issey za bardzo nie miesza i otrzymujemy generalnie to samo co roku, z mało wyczuwalną zmianą, która ma nas skusić do wydania kolejnych pieniędzy na coś, co przecież tak lubimy. W tym roku producent zaszalał, bo mam już wersję wakacyjną z poprzednich lat i była w 98% identyczna. Tutaj jednak czuć coś nowego już w otwarciu, moim zdaniem to jakaś mięta ale nie jestem pewien. Szaleństwo autorów nie trwa długo i po chwili mój nos czuł już tylko rozwodnioną (niestety) wersję oryginału, pozbawioną (znowu niestety) tego kwaśnego pazura, który tak uwielbiam.
Ogólnie dla posiadaczy oryginału wydatek jak najbardziej zbędny. Jeżeli w białym Issey mierzi Cię "kwaśne" otwarcie to spróbuj tej wersji, w przeciwnym razie szkoda czasu. Podsumowując, Issey wyspecjalizował się w wyciąganiu kasy za nic. Inni producenci chociaż wypuszczając te kiepskie sporty proponują nowy zapach - w 99% przypadkach gorszy od protoplasty bez nazwy sport, to jednak coś robią. Issey uznał, że najlepsze jest zarabianie przez nic nie robienie :lol:
Gdybym używał tylko jednego zapachu jak niektórzy i byłby nim biały Issey to może miałoby to sens, chociaż dla kolekcjonowania pięknych butelek co rok. W przeciwnym razie nie. Mój odbiór tych wersji, to jak zamienienie w cheeseburgerze sera chedar na edamer i wmawiania, że teraz to jest cheesburger euro sport limited edition blache 2012.
Po rozczarowaniu Issey Homme Sport postanowiłem przetestować kolejną wariację na temat klasyka, tym razem z jakże malowniczym zielonym listkiem. Producent dalej odcina kupony od magii oryginału, mamy zatem pierwotny kształt flakonu, przyozdobiony wspomnianym badylem. Całość wygląda niestety ślicznie i przyciąga wzrok, do tego oczywiście zajmuje jedną z głównych półek. Nie można nie zauważyć.
Co do samej zawartości flakonu już szału nie ma. Jak zwykle w edycji "specjalnej" Issey za bardzo nie miesza i otrzymujemy generalnie to samo co roku, z mało wyczuwalną zmianą, która ma nas skusić do wydania kolejnych pieniędzy na coś, co przecież tak lubimy. W tym roku producent zaszalał, bo mam już wersję wakacyjną z poprzednich lat i była w 98% identyczna. Tutaj jednak czuć coś nowego już w otwarciu, moim zdaniem to jakaś mięta ale nie jestem pewien. Szaleństwo autorów nie trwa długo i po chwili mój nos czuł już tylko rozwodnioną (niestety) wersję oryginału, pozbawioną (znowu niestety) tego kwaśnego pazura, który tak uwielbiam.
Ogólnie dla posiadaczy oryginału wydatek jak najbardziej zbędny. Jeżeli w białym Issey mierzi Cię "kwaśne" otwarcie to spróbuj tej wersji, w przeciwnym razie szkoda czasu. Podsumowując, Issey wyspecjalizował się w wyciąganiu kasy za nic. Inni producenci chociaż wypuszczając te kiepskie sporty proponują nowy zapach - w 99% przypadkach gorszy od protoplasty bez nazwy sport, to jednak coś robią. Issey uznał, że najlepsze jest zarabianie przez nic nie robienie :lol:
Gdybym używał tylko jednego zapachu jak niektórzy i byłby nim biały Issey to może miałoby to sens, chociaż dla kolekcjonowania pięknych butelek co rok. W przeciwnym razie nie. Mój odbiór tych wersji, to jak zamienienie w cheeseburgerze sera chedar na edamer i wmawiania, że teraz to jest cheesburger euro sport limited edition blache 2012.
<!-- m --><a class="postlink" href="http://www.fragrantica.com/member/180869/">http://www.fragrantica.com/member/180869/</a><!-- m -->