Poniedziałek, 23 marzec 2020, 13:10
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Czwartek, 29 lipiec 2021, 10:26 przez pblonski. Edytowano łącznie: 1)
Musk Ubar to perfumy dla mężczyzn z portfolio włoskiego domu Royal Crown. Autorem kompozycji wydanej w 2011 roku jest Antonio Visconti. Tak prezentują się nuty:
Głowa:gałka muszkatołowa, geranium, kolendra, szafran
Serce: ylang ylang, jaśmin, dzięgiel, różany miód (?), goździk (kwiat), irys
Baza: birmański oud, drewno sandałowe, mirra, szara ambra, styraks, labdanum, benzoes, tonka, kadzidło frankońskie, piżmo, wetyweria, skóra, heban
Do tego zapachu mam szczególny sentyment, bo był to jeden z pierwszych niszowych zapachów, które poznałem. I pierwszy, który kompletnie mnie wtedy przerósł. Pamiętam, że kiedy użyłem go globalnie to czułem się strasznie zażenowany, tym bardziej jak znajomi podzielili moje skojarzenia - SZALET! To pachnie po prostu jak publiczny szalet, w którym zapach moczu i fekaliów przenika się z tym charakterystycznym zapachem środków czystości.
Po 5 latach i setkach przewąchanych dziwactw, wracam do Musk Ubar i muszę przyznać, że jest już lepiej. Tzn. teraz, oprócz szaletowego smrodu, który niestety pozostał, czuję też w tym zapachu mnóstwo klasy i bardzo umiejętne poprowadzenie wątku kwiatowo-orientalnego z fekalnymi akcentami. Duża dawka kostowca przywodzi na myśl Kourosa, L'Aigle de la Victoire czy Quality of Flesh, z tym że tutaj ten odór nie bije tak testosteronem - ma w sobie coś eleganckiego i nobliwego, jest poskromiony i przyozdobiony tak, że obecnie już nie miałbym już obiekcji by wyjść z nim do ludzi (nawet jeśli ktoś sobie pomyśli, że zlałem się w spodnie :lol: ).
Powtórzę to, co napisałem w wątku rozbiórkowym - gdyby Kourosa ostrzyc, ogolić i wcisnąć w elegancki garniak, pachniałby jak Musk Ubar.
Czekam też na głosy pozostałych Rozbiórkowiczów i czuję, że to zapach na ciekawą dyskusję.
Głowa:gałka muszkatołowa, geranium, kolendra, szafran
Serce: ylang ylang, jaśmin, dzięgiel, różany miód (?), goździk (kwiat), irys
Baza: birmański oud, drewno sandałowe, mirra, szara ambra, styraks, labdanum, benzoes, tonka, kadzidło frankońskie, piżmo, wetyweria, skóra, heban
Do tego zapachu mam szczególny sentyment, bo był to jeden z pierwszych niszowych zapachów, które poznałem. I pierwszy, który kompletnie mnie wtedy przerósł. Pamiętam, że kiedy użyłem go globalnie to czułem się strasznie zażenowany, tym bardziej jak znajomi podzielili moje skojarzenia - SZALET! To pachnie po prostu jak publiczny szalet, w którym zapach moczu i fekaliów przenika się z tym charakterystycznym zapachem środków czystości.
Po 5 latach i setkach przewąchanych dziwactw, wracam do Musk Ubar i muszę przyznać, że jest już lepiej. Tzn. teraz, oprócz szaletowego smrodu, który niestety pozostał, czuję też w tym zapachu mnóstwo klasy i bardzo umiejętne poprowadzenie wątku kwiatowo-orientalnego z fekalnymi akcentami. Duża dawka kostowca przywodzi na myśl Kourosa, L'Aigle de la Victoire czy Quality of Flesh, z tym że tutaj ten odór nie bije tak testosteronem - ma w sobie coś eleganckiego i nobliwego, jest poskromiony i przyozdobiony tak, że obecnie już nie miałbym już obiekcji by wyjść z nim do ludzi (nawet jeśli ktoś sobie pomyśli, że zlałem się w spodnie :lol: ).
Powtórzę to, co napisałem w wątku rozbiórkowym - gdyby Kourosa ostrzyc, ogolić i wcisnąć w elegancki garniak, pachniałby jak Musk Ubar.
Czekam też na głosy pozostałych Rozbiórkowiczów i czuję, że to zapach na ciekawą dyskusję.
„Elegancja jest niemożliwa bez perfum. To skryte, niezapomniane, ostateczne akcesoria.” - Gabrielle Coco Chanel