Sobota, 17 marzec 2012, 18:35
Kreatywność i ręka Duchaufoura prawie zawsze mnie zaskakują, ale zwykle są to zaskoczenia pozytywne i trafiają w mój gust w taki sposób, że aż nieraz nie mogę się nadziwić, jak to możliwe, że podoba mi się prawie wszystko, co ten człowiek zmiesza.
To nie mój pierwszy raz z Paestum Rose, ale też za każdym razem, gdy wącham te perfumy, udaje mi się w nich odkryć coś, na co wcześniej nie zwróciłem uwagi, więc jakiś aspekt nowości jest i tym razem.
Zapach jest o tyle ciekawy, że patrząc po nutach wydaje się człowiekowi, że to ciężki kaliber, a tymczasem w odbiorze jest raczej lekki, soczysty i prawie, można powiedzieć, świeży, szczególnie w otwarciu. Ale jest to świeżość niebanalna. Zero oklepanych cytrusów i popularnych wodnych, czy sportowych akcentów, od których nadmiaru w massmarkecie człowieka boli głowa. Efekt świeżości osiągnięto tu, tak mi się wydaje, dzięki umiejętnemu połączeniu soczystej róży, pieprzu i ostrej nuty żywicy sosnowej. Ta ostatnia nie gra pierwszych skrzypiec, ale dodaje zapachowi organicznej ostrości i wytrawności w otwarciu i nutach serca. Mamy dwa rodzaje pieprzu, zwykły i tzw. różowy, które jednak nie są suche w odbiorze, jak popularne w kuchni zmielone ziarna czarnego pieprzu, raczej jest to pieprz świeży i mający w sobie pewną ilość wilgoci, dzięki czemu podtrzymywane jest wrażenie świeżości i soczystości zapachu, a nie suchości.
Czuć też odrobinę przypraw, żywic i kadzidła, ale te nuty nie dominują zapachu, nie ocieplają go, lecz podkreślają ostrość - na mojej skórze Paestum Rose jest aż świdrująca.
W recenzjach French Lovera powtarza się często sformułowanie "gniecione gałązki". Ja bym powiedział, że tu to skojarzenie też można zastosować z tą tylko różnicą, że zieloność gałązek zanika pod naporem róży. Jakby te gałązki zgnieciono razem z płatkami róż, a nawet ze zdrewniałymi łodygami tych kwiatów i jeszcze z kostkami lodu. Szczególnie w otwarciu czuć ten wilgotny chłód, jeśli takie sformułowanie cokolwiek mówi. "Gałązki" są tu na miejscu, bo Paestum Rose ma cedrową bazę. Wąchanie tej kompozycji pozostawia wrażenie obcowania z czymś organicznym i bliskim naturze.
Zapach zmieszany jest po mistrzowsku i serdecznie polecam go nie tylko miłośnikom róży.
To nie mój pierwszy raz z Paestum Rose, ale też za każdym razem, gdy wącham te perfumy, udaje mi się w nich odkryć coś, na co wcześniej nie zwróciłem uwagi, więc jakiś aspekt nowości jest i tym razem.
Zapach jest o tyle ciekawy, że patrząc po nutach wydaje się człowiekowi, że to ciężki kaliber, a tymczasem w odbiorze jest raczej lekki, soczysty i prawie, można powiedzieć, świeży, szczególnie w otwarciu. Ale jest to świeżość niebanalna. Zero oklepanych cytrusów i popularnych wodnych, czy sportowych akcentów, od których nadmiaru w massmarkecie człowieka boli głowa. Efekt świeżości osiągnięto tu, tak mi się wydaje, dzięki umiejętnemu połączeniu soczystej róży, pieprzu i ostrej nuty żywicy sosnowej. Ta ostatnia nie gra pierwszych skrzypiec, ale dodaje zapachowi organicznej ostrości i wytrawności w otwarciu i nutach serca. Mamy dwa rodzaje pieprzu, zwykły i tzw. różowy, które jednak nie są suche w odbiorze, jak popularne w kuchni zmielone ziarna czarnego pieprzu, raczej jest to pieprz świeży i mający w sobie pewną ilość wilgoci, dzięki czemu podtrzymywane jest wrażenie świeżości i soczystości zapachu, a nie suchości.
Czuć też odrobinę przypraw, żywic i kadzidła, ale te nuty nie dominują zapachu, nie ocieplają go, lecz podkreślają ostrość - na mojej skórze Paestum Rose jest aż świdrująca.
W recenzjach French Lovera powtarza się często sformułowanie "gniecione gałązki". Ja bym powiedział, że tu to skojarzenie też można zastosować z tą tylko różnicą, że zieloność gałązek zanika pod naporem róży. Jakby te gałązki zgnieciono razem z płatkami róż, a nawet ze zdrewniałymi łodygami tych kwiatów i jeszcze z kostkami lodu. Szczególnie w otwarciu czuć ten wilgotny chłód, jeśli takie sformułowanie cokolwiek mówi. "Gałązki" są tu na miejscu, bo Paestum Rose ma cedrową bazę. Wąchanie tej kompozycji pozostawia wrażenie obcowania z czymś organicznym i bliskim naturze.
Zapach zmieszany jest po mistrzowsku i serdecznie polecam go nie tylko miłośnikom róży.