Niedziela, 6 maj 2018, 12:27
Rose Trombone to woda perfumowana dla kobiet i mężczyzn od francuskiej marki niszowej L'Orchestre Parfum. Za kompozycję odpowiadają Anne-Sophie Behaghel i Amelie Bourgeois.
Nuty: róża, akord "propre", gruszka, wanilia, drewno sandałowe, białe piżmo, rum
Rose Trombone to zapachowe wyobrażenie nowojorskiego Harlemu, klubów jazzowych, muzyków przygrywających na trąbce do drinków.
Róża otwiera się dość świeżo-soczyście, ale od początku z wyraźnym akcentem tytułowego kwiatu. W pierwszych momentach jest to różna nieokreślona, bez wyraźnych przechyłów. Może nawet nieco retro, pewnie za sprawą aldehydów. Obstawiam duży udział Rosalvy. Niestety pachnie ta róża tak fantazyjnie, ostro i świeżo, że trąci syntetyką… naturalność nieco zeszła z pola.
Z czasem zaczyna skręcać w kierunku różnej konfitury z lekko pudrowymi akcentami. Robi się bardziej salonowa, szykowna, wieczorowa. Nie ma w sobie mroku, jest ciepła i wesoła. Ciężko wyławiać tu cokolwiek innego, bo kwiecie kompletnie dominuje kompozycję od otwarcia do późnego serca, a zmieniają się głównie odcienie tej róży. Przyznam jednak, że im dalej od otwarcia, tym bardziej mi się podoba – jest coraz bardziej powściągliwie, szlachetnie.
Im bliżej bazy tym robi się bardziej specyficznie. Słodkiej róży zaczynają towarzyszyć wytrawne, drzewne nuty i lekkie, syntetyczne piżmo. Kojarzy mi się z wonią świeżo wyprasowanego, jeszcze ciepłego lnu, prasowanego przez talk różany. Żałuję trochę, że nie wyczuwam w ogóle nut rumu. Jego połączenie z różą mogłoby być interesujące.
Pomijając to, że Rose Trombone może dla wielu osób skręcać zbyt w damską stronę, jest jedna rzecz, która mnie irytuje w tej interpretacji różny - jest tak bardzo fantazyjna, że zdaje się nie mieć kompletnie nic wspólnego z naturalną, różaną wonią. Przez większość czasu pachnie sztucznie tzn. może nie sztucznie w sensie "tanio i syntetycznie", ale niepodobnie no naturalnej różny. Dla mnie to wada, chociaż innym może się podobać takie ujęcie - na pewno dodaje sporo uroku i oryginalności temu pachnidłu.
Nie powiem, żeby to były złe perfumy, chociaż z dotychczasowego dorobku marki, zrobiły na mnie najmniejsze wrażenie. Na plus natomiast parametry - przez pierwsze 30 minut wyczuwalne na odległość 2-3 metrów, do 5 godzin dobrze wyczuwalne 0,5 metra od ciała, bliskoskórnie zaś obecne ponad 10 godzin.
Nuty: róża, akord "propre", gruszka, wanilia, drewno sandałowe, białe piżmo, rum
Rose Trombone to zapachowe wyobrażenie nowojorskiego Harlemu, klubów jazzowych, muzyków przygrywających na trąbce do drinków.
Róża otwiera się dość świeżo-soczyście, ale od początku z wyraźnym akcentem tytułowego kwiatu. W pierwszych momentach jest to różna nieokreślona, bez wyraźnych przechyłów. Może nawet nieco retro, pewnie za sprawą aldehydów. Obstawiam duży udział Rosalvy. Niestety pachnie ta róża tak fantazyjnie, ostro i świeżo, że trąci syntetyką… naturalność nieco zeszła z pola.
Z czasem zaczyna skręcać w kierunku różnej konfitury z lekko pudrowymi akcentami. Robi się bardziej salonowa, szykowna, wieczorowa. Nie ma w sobie mroku, jest ciepła i wesoła. Ciężko wyławiać tu cokolwiek innego, bo kwiecie kompletnie dominuje kompozycję od otwarcia do późnego serca, a zmieniają się głównie odcienie tej róży. Przyznam jednak, że im dalej od otwarcia, tym bardziej mi się podoba – jest coraz bardziej powściągliwie, szlachetnie.
Im bliżej bazy tym robi się bardziej specyficznie. Słodkiej róży zaczynają towarzyszyć wytrawne, drzewne nuty i lekkie, syntetyczne piżmo. Kojarzy mi się z wonią świeżo wyprasowanego, jeszcze ciepłego lnu, prasowanego przez talk różany. Żałuję trochę, że nie wyczuwam w ogóle nut rumu. Jego połączenie z różą mogłoby być interesujące.
Pomijając to, że Rose Trombone może dla wielu osób skręcać zbyt w damską stronę, jest jedna rzecz, która mnie irytuje w tej interpretacji różny - jest tak bardzo fantazyjna, że zdaje się nie mieć kompletnie nic wspólnego z naturalną, różaną wonią. Przez większość czasu pachnie sztucznie tzn. może nie sztucznie w sensie "tanio i syntetycznie", ale niepodobnie no naturalnej różny. Dla mnie to wada, chociaż innym może się podobać takie ujęcie - na pewno dodaje sporo uroku i oryginalności temu pachnidłu.
Nie powiem, żeby to były złe perfumy, chociaż z dotychczasowego dorobku marki, zrobiły na mnie najmniejsze wrażenie. Na plus natomiast parametry - przez pierwsze 30 minut wyczuwalne na odległość 2-3 metrów, do 5 godzin dobrze wyczuwalne 0,5 metra od ciała, bliskoskórnie zaś obecne ponad 10 godzin.
„Elegancja jest niemożliwa bez perfum. To skryte, niezapomniane, ostateczne akcesoria.” - Gabrielle Coco Chanel