Sobota, 28 kwiecień 2018, 12:41
Oeillet Bengale to woda perfumowana dla kobiet i mężczyzn z oferty nowojorskiego domu Aedes de Venustas. Kompozycja została wydana w 2014 roku, a nosem odpowiedzialnym za jej powstanie jest Rodrigo Flores-Roux. Tak wyglądają nuty (wg. polskiego dystrybutora):
Głowa: cytrusy, biały pieprz
Serce: róża, czarny pieprz, cynamon, kardamon, szafran, kurkuma, goździk
Baza: labdanum, ylang ylang, benzoes, wanilia, (u producenta jeszcze balsam tolu i kadzidło)
(foto: fragrantica.pl)
Otwarcie to świeże, szorstkie, pieprzne zioła. Nieco w stylu amolu, ale bez cytrusów i nie aż tak mocne. Na samym początku orzeźwiają, potem robią się stopniowo coraz cieplejsze – niczym okowita przechodząca przez gardło.
Szybko przebijają się przez nie przyprawy. Wydają się dość mocno zwarte, ale dominuje zdecydowanie cynamon z goździkiem. Razem dają ostro-metaliczny, nieco narkotyczny, słodkawy akord. Specyficzny, ale dla mnie (fana ostrych, orientalnych zapachów) ma w sobie mnóstwo uroku i z łatwością rozbudza wyobraźnię wokół egzotycznych lądów i kupieckich karawan. Zamykam oczy i widzę potężny Taj Mahal, którego marmurowe ściany skąpane są w pomarańczowym blasku zachodzącego słońca. Obserwuję jak powoli znika w mroku nocy, siedząc wśród kwiatów pałacowych ogrodów.
Najbardziej Oeillet Bengale cieszy, gdy pochłania się go głębokimi wdechami – wtedy czuć jak zapach ewoluuje w nozdrzach – od słodkawego goździka, przez ostry cynamon z ciepłym, balsamicznym akcentem na końcu. Urzekająca ewolucja, biorąc pod uwagę zupełnie odmienny akord otwarcia.
Przejście między sercem, a bazą nie jest już takie wyraziste. O wiele wolniejsze i bardziej zwarte. Zapach się powoli wysładza i skręca w kierunku balsamiczno-żywicznym. Nie wyczuwam tu wprost kadzidła, natomiast benzoesu i tolu jest całkiem sporo. Bardzo to ciepła, słodka i długotrwała baza - przy skórze tli się ponad 12 godzin. Nieco gorzej jest natomiast z projekcją - zapach jest ociężały i praktycznie już po 1-2 godzinach schodzi blisko skóry.
Niby Oeillet Bengale to nic szczególnie odkrywczego - kolejna orientalna kompozycja osnuta wokół goździka, przypraw i żywic. Podoba mi się jednak, w jaki sposób rozwijają się akordy. Jest różnorodność, głębia, a jednocześnie, wydaje mi się bardzo zachowawczy i neutralny. Nie ma tutaj jakiejś salonowej elegancji, nie ma przepychu - wydaje mi się taki goździk idealny do noszenia na co dzień, chociaż w nieco chłodniejsze dni, a może jeszcze lepiej - w wieczory.
(foto: i.pinimg.com)
Głowa: cytrusy, biały pieprz
Serce: róża, czarny pieprz, cynamon, kardamon, szafran, kurkuma, goździk
Baza: labdanum, ylang ylang, benzoes, wanilia, (u producenta jeszcze balsam tolu i kadzidło)
(foto: fragrantica.pl)
Otwarcie to świeże, szorstkie, pieprzne zioła. Nieco w stylu amolu, ale bez cytrusów i nie aż tak mocne. Na samym początku orzeźwiają, potem robią się stopniowo coraz cieplejsze – niczym okowita przechodząca przez gardło.
Szybko przebijają się przez nie przyprawy. Wydają się dość mocno zwarte, ale dominuje zdecydowanie cynamon z goździkiem. Razem dają ostro-metaliczny, nieco narkotyczny, słodkawy akord. Specyficzny, ale dla mnie (fana ostrych, orientalnych zapachów) ma w sobie mnóstwo uroku i z łatwością rozbudza wyobraźnię wokół egzotycznych lądów i kupieckich karawan. Zamykam oczy i widzę potężny Taj Mahal, którego marmurowe ściany skąpane są w pomarańczowym blasku zachodzącego słońca. Obserwuję jak powoli znika w mroku nocy, siedząc wśród kwiatów pałacowych ogrodów.
Najbardziej Oeillet Bengale cieszy, gdy pochłania się go głębokimi wdechami – wtedy czuć jak zapach ewoluuje w nozdrzach – od słodkawego goździka, przez ostry cynamon z ciepłym, balsamicznym akcentem na końcu. Urzekająca ewolucja, biorąc pod uwagę zupełnie odmienny akord otwarcia.
Przejście między sercem, a bazą nie jest już takie wyraziste. O wiele wolniejsze i bardziej zwarte. Zapach się powoli wysładza i skręca w kierunku balsamiczno-żywicznym. Nie wyczuwam tu wprost kadzidła, natomiast benzoesu i tolu jest całkiem sporo. Bardzo to ciepła, słodka i długotrwała baza - przy skórze tli się ponad 12 godzin. Nieco gorzej jest natomiast z projekcją - zapach jest ociężały i praktycznie już po 1-2 godzinach schodzi blisko skóry.
Niby Oeillet Bengale to nic szczególnie odkrywczego - kolejna orientalna kompozycja osnuta wokół goździka, przypraw i żywic. Podoba mi się jednak, w jaki sposób rozwijają się akordy. Jest różnorodność, głębia, a jednocześnie, wydaje mi się bardzo zachowawczy i neutralny. Nie ma tutaj jakiejś salonowej elegancji, nie ma przepychu - wydaje mi się taki goździk idealny do noszenia na co dzień, chociaż w nieco chłodniejsze dni, a może jeszcze lepiej - w wieczory.
(foto: i.pinimg.com)
„Elegancja jest niemożliwa bez perfum. To skryte, niezapomniane, ostateczne akcesoria.” - Gabrielle Coco Chanel