Sobota, 13 październik 2012, 13:37
Uploaded with ImageShack.us
Nuty: aldehydes, jasmine, clove, sandalwood, labdanum absolute, vetiver, amber.
Zaczynają mnie już trochę nudzić zapachy Sonomy. Niby są ładne, składniki dobre, ale rzucić na kolana nic mnie jeszcze nie rzuciło. Może z wyjątkiem Tabac Aurea, choć tam też mogłoby być lepiej. Champagne jest ładniejszy niż Sienna Musk; jakby tak nagiąć kategorie, to w zasadzie można by wrzucić je do jednego koszyka - kuchennych jesiennych umilaczy weekendu.
Ciekawe rzeczy dzieją się na początku. Dodatek aldehydów sprawia, że różne nuty przebiegają nam przed nosem jakby w przyspieszonym tempie i nie za bardzo wiadomo, co się tak naprawdę wącha. Efekt ciekawy, ale to trochę za mało. Wkrótce zapach się uspokaja akordem z dominującym goździkiem, na takiej przyjemnej drzewno-pomarańczowej bazie. Jest ewidentnie wrażenie pomarańczy w tym zapachu - nie kwiatu a owocu - jakby rozetrzeć pomarańczę (albo jeszcze lepiej samą skórkę) na drewnianej desce i posypać goździkami. Jest też wrażenie kokosa - mniej oczywiste, ale jest. Aldehydów nie czuć tak naprawdę jako odrębnej nuty. Dodano ich tyle by wzbogacały fakturę i dodawały głębi, a nie tworzyły oddzielnego akordu. Po drodze czuję też odrobinę jaśminu, ale tylko i wyłącznie w charakterze rozjaśniacza, jeśli to coś komuś mówi.
Zapach jest ponoć podobny do Chanelowskiego Bois de Iles. Nie wiem, nie znam, ale jakoś nie czuję w Champagne de bois tego arystokratycznego sznytu, który znajduję w niektórych Chanelach czy Guerlainach. Ot przyjemny zapach, dosyć prosty. Bliższy eterycznym wodom Miller Et Bertaux na mój gust niż bardziej wyrafinowanym orientalnym kompozycjom. Zapach cierpi na lekki przechył w stronę damską wg mnie. Nie czułbym się w nim w 100% komfortowo między ludźmi.