Czwartek, 25 styczeń 2018, 21:30
Rok wydania: 1995
Nos: Michele Saramito
Rok 1995, Michele Saramito - perfumiarz hobbysta, autor ledwie 9 zapachów w tym Amouage Opus II zasiadł w tamten czas by upleść ludziom ten oto zapach Gianfranco Ferre - Gieffeffe. Pierwszy wdech, jeszcze przed aplikacją i do nozdrzy dolatuje czysta, świeża i dość subtelna woń różnego kwiecia.
Na miejscu będzie skojarzenie z gabinetową czystością bieli.
Skład frapuje i zachęca do poszukiwań, w moim uchwyceniu przewinęła się tu brzoskwinia i gałka muszkatałowa.
Wszystko jest minimalistyczne, niedopowiedziane, snujący się zapach wydaje się nie mieć dużo do powiedzenia, ale cały jego rozkwit tkwi w cierpliwości poszukiwawczej.
Przypominam sobie iż Nivea miała dobre kilkanaście lat temu faktycznie podobny balsam do ciała, obecne są absolutnie inne.
Jest to kompozycja delikatna, z sensualną osobowością i wnętrzem.
Dzięki pewnej rodzaju pastelowości zapach nabiera charakteru uniseksowego.
Uważam, że wspaniale sprawdzi się latem.
Od strony technicznej, na zagranicznych fragranticach przeżywa renesans i zainteresowanie.
Jest nadal dostępny w całych flakonach i dość sporych miniaturach gdzie pisze 5ml jednak pojemność to przynajmniej 7ml, którą sam mam.
Dla kogo? Nie spodziewajcie się panie i panowie cudów, zapach jest miły choć bez większych wyjątkowości.
Dla mnie jednak ma pewną unikatowość, gdyż lubię taką stylistykę, a i rzadko się z nią spotykam.
Projekcja nie powala, ale latem z pewnością się zwiększy.
Na pewno ocenię je, nie mniej niż na 5, a kolejne testy zapewne nie raz przeniosą mnie wizualnie w ładny ogród z kwitnącym na biało drzewem.