Sobota, 29 październik 2016, 13:37
L'Art de la Guerre to woda perfumowana dla kobiet i mężczyzn. Jej autorką jest Vanina Muracciole. Kompozycja powstała w 2014 roku na zlecenie domu Jovoy Paris. A taki jest jej skład:
Głowa: bergamotka, jabłko, rabarbar
Serce: lawenda, kocanka, gałka muszkatołowa, liść fiołka
Baza: paczula, skóra, drewno sandałowe, mech dębowy, labdanum
Jestem po teście nadgarstkowym i na razie jakoś ciężko mi docenić ten zapach. Może to przez to, że prezentuje się znacznie odmiennie od tego, co dotąd poznałem w kompozycjach Jovoy.
Zapach to owocowo-kwiatowy miks - lekki, świeży, dobry na wiosenną pogodę. W otwarciu dominuje rabarbar, ale szybko ustępuje on kocance i lawendzie. Dość długo dają one o sobie znać, praktycznie już do samego końca, z tym że w ostatnim etapie zapach nieco się wysładza przez drewno sandałowe. Zabrakło mi zdecydowanie bazy w orientalnym stylu... po prawdzie w ogóle zabrakło mi bazy i wydaje mi się, że zapach po 5 godzinach nagle gdzieś uciekł. Zupełnie nie doszukałem się tej skóry, paczuli, ani labdanum. Może odnajdę więcej podczas testu globalnego. Na razie jestem nieco zawiedziony.
Zapach jest bardzo poprawny - "ułożony" i spokojny, ale brak mu tego "czegoś". Pachnie jak holenderski ogródek wypełniony kwiatami, które zostały posadzone z pedantyczną precyzją. Jest jakoś tak "czysto", nieco nudno i mało kunsztownie. Nie wiem po jakie chwyty Muracciole sięgnęłaby "w miłości i na wojnie", ale jak na razie sięgnęła chyba tylko po łopatkę do przesadzania grządek i białe rękawiczki.
Ciekaw jestem jak Wy odbieracie ten zapach?
Głowa: bergamotka, jabłko, rabarbar
Serce: lawenda, kocanka, gałka muszkatołowa, liść fiołka
Baza: paczula, skóra, drewno sandałowe, mech dębowy, labdanum
Jestem po teście nadgarstkowym i na razie jakoś ciężko mi docenić ten zapach. Może to przez to, że prezentuje się znacznie odmiennie od tego, co dotąd poznałem w kompozycjach Jovoy.
Zapach to owocowo-kwiatowy miks - lekki, świeży, dobry na wiosenną pogodę. W otwarciu dominuje rabarbar, ale szybko ustępuje on kocance i lawendzie. Dość długo dają one o sobie znać, praktycznie już do samego końca, z tym że w ostatnim etapie zapach nieco się wysładza przez drewno sandałowe. Zabrakło mi zdecydowanie bazy w orientalnym stylu... po prawdzie w ogóle zabrakło mi bazy i wydaje mi się, że zapach po 5 godzinach nagle gdzieś uciekł. Zupełnie nie doszukałem się tej skóry, paczuli, ani labdanum. Może odnajdę więcej podczas testu globalnego. Na razie jestem nieco zawiedziony.
Zapach jest bardzo poprawny - "ułożony" i spokojny, ale brak mu tego "czegoś". Pachnie jak holenderski ogródek wypełniony kwiatami, które zostały posadzone z pedantyczną precyzją. Jest jakoś tak "czysto", nieco nudno i mało kunsztownie. Nie wiem po jakie chwyty Muracciole sięgnęłaby "w miłości i na wojnie", ale jak na razie sięgnęła chyba tylko po łopatkę do przesadzania grządek i białe rękawiczki.
Ciekaw jestem jak Wy odbieracie ten zapach?
„Elegancja jest niemożliwa bez perfum. To skryte, niezapomniane, ostateczne akcesoria.” - Gabrielle Coco Chanel