Niedziela, 18 styczeń 2015, 15:45
pknbgr napisał(a):Większym przerażeniem napawa mnie myśl o ludziach, którzy dobierają odcień sznurówek do krawata albo oceniają stopień formalności stroju na podstawie ilości dziurek w bucie oraz rodzaju sznurowania (tak, to na serio) niż wydziarani ludzie, nawet o kryminalnej przeszłości.
To chyba mamy inne fobie, Grzesiu . Żeby to uzasadnić, posłużę się tutaj przykładem z autopsji. Kiedyś zdarzyło mi się pomieszkiwać " kątem " u znajomych w Rz., którzy zrobili mi wielką przysługę, nie domagając się przez pewien czas uiszczania żadnych opłat ( byłem wówczas prawdziwym pariasem ). Zresztą oni sami nie płacili kroci za czynsz, bo mieszkanie zlokalizowane było raczej w podłej okolicy; dres, dresem dresa poganiał, wysoki poziom bezrobocia wśród mieszkańców, patologie widoczne gołym okiem. Innymi słowy, trochę inni ludzie, niż ci z centrum i zamkniętych osiedli, których zrelaksowanych można oglądać spacerujących po galeriach handlowych. W jednej tylko klatce schodowej mieszkało dwóch recydywistów; jeden właśnie zakończył odsiadkę krótko przed moim wprowadzeniem się. Tego pierwszego nie kojarzyłem, ale ten o którym mowa powyżej, to wyglądał raczej nieszczególnie. Jego wiek oszacowałbym na ok. 50 lat, oczywiście cały wytatuowany jakimiś więziennymi bohomazami. Nie był wysoki, ani jakoś mocno zbudowany, ale już po spojrzeniu było widać, że raczej Ci nie błogosławi . Całymi dniami wystawał z jakimiś innymi szemranymi typami przy wejściu do klatki ( w tych blokach domofonów oczywiście nie było ), jarając szlugi i chlejąc browary. Wolałem nie myśleć, skąd brał kasę na czynsz, używki i żarcie. Permanentnie tłoczyli się przy wejściu, więc trzeba ich było grzecznie przepraszać, jeśli chciałeś wyjść lub wejść do klatki. Chyba nie muszę mówić, że mieli z tego ubaw, że ho, ho. Najgorszy był okres zimowy, kiedy ze względu na temperaturę wystawali wewnątrz klatki, kopcąc na cały blok papierochami i klnąc przy tym niemiłosiernie. Zgadnijcie, dlaczego nikt nie zwrócił im uwagi ? Na koniec wspomnę tylko, że okolica w której wówczas pomieszkiwałem, wcale nie miała opinii najbardziej niebezpiecznej w mieście. Chociaż te najbardziej " zaklęte rewiry " znajdowały się już prawie po sąsiedzku.