Czwartek, 6 grudzień 2012, 13:19
Uploaded with ImageShack.us
Nuty: frankincense CO2, myrrh EO, labdanum absolute, cistus oil, natural oakmoss absolute, aged Indian patchouli heartnote fraction, sandalwood, cedar, ambergris, orris, angelica root absolute, elemi EO, vanilla absolute.
Dziś pachnę Incense Pure. To stosunkowo prosty w odbiorze zapach, mimo wielu zastosowanych, jak widać, ingrediencji. Główne składniki, jakie tu czuję oprócz kadzidła, to irys i delikatna zwierzęca, jakby amoniakowa nutka. Ta ostatnia nie daje po nosie jakoś mocno, a zapach jest w moim odbiorze bardzo bezpieczny. Irys z kolei przypomina mi Incense Extreme Tauera, gdzie kwiat ten odgrywa o wiele ważniejszą rolę - pachnidło Tauera wydaje się przez to bardzo hmm, surowe, suche, cierpkie. Tu też mamy odrobinę tej cierpkości, ale jest też wiele innych akcentów. Ewolucja nie jest drastyczna i charakter kompozycji nie zmienia się z upływem czasu. Mimo tej pozornej prostoty jest to w tej chwili moje ulubione kadzidło. (Kolejne pozycje w moim kadzidłowym rankingu okupują Profumum Olibanum, Kyoto i Czarny Turmalin.) Nie chcę powiedzieć, że ten zapach akurat jest lepszy od ww., ale mnie podoba się najbardziej, ponieważ jest najbardziej drzewno-żywiczny. Turmalin kojarzy mi się bardziej z postapokaliptyczną pożogą niż z jakimś naturalnym pejzażem. W Kyoto uwiera mnie odrobinę nutka atramentu, która nadaje temu zapachowi nieco syntetycznej wymowy. Z kolei Olibanum... w zasadzie nie mam mu nic do zarzucenia, ale wolę IP W Incense Pure natomiast czuję się jak przy ognisku w jakichś dzikich górach, gdzieś w samym środku parku Yellowstone. Wszystkie akcenty położono tu idealnie.