Sobota, 10 sierpień 2019, 14:31
Gujarat to perfumy dla kobiet i mężczyzn od Olympic Orchids. Zostały wydane w 2011, autorką jest Ellen Covey.
Nuty: szafran, Tulsi, limonka, aksamitka, jaśmin, róża, kardamon, kmin, kozieradka, imbir, curry, kurkuma, mango, nard, olibanum, wetyweria, paczula, Choya Loban, agar, drewno sandałowe
(foto. Lulua)
"Orientalny Teleport"
Budzę się na środku ruchliwej, żwirowej, uklepanej drogi, pośród porannego zgiełku. Z trudem podnoszę się, przystają na kolanach, otrzepuję się z pomarańczowego, rozgrzanego pyłu, patrzę dookoła i oczom nie wierzę, że znalazłem się jak gdyby nigdy nic, na środku jakiejś indyjskiej wiochy. W dodatku w święto Holi!
Jeszcze nie wpadłem na to, aby przemyśleć, jak mogłem tu trafić, a już szarpie mnie za koszulę jakiś stary, siwy hindus, wykrzykuje coś i dynamicznie macha mi przed oczami owocem, który widzę pierwszy raz na oczy. Wstaję z kolan i widzę jak dookoła mnie przechodzą tłumy kobiet niosących misy z proszkami najróżniejszej barwy - intensywnie żółte, zielone, pomarańczowe i czerwone. W tym skwarze zdają się wręcz unosić w powietrzu. Próbuję zebrać myśli, ale dookoła mnie ganiają dzieci, wyśpiewując szkolne przygrywki. Patrzą na mnie jak na białego ducha, a ja na nie jak na psotne chochliki. Dużo się zresztą nie pomyliłem, bo jak tylko odwróciłem wzrok, ni z tego ni z owego, indyjskie chochliki obsypały mnie kolorowymi, aromatycznymi proszkami, tak że cały znikłem w przyprawowym obłoku.
Gdy tylko opadł, rozkojarzony ujrzałem znów spowite mrokiem ściany mojej sypialni. I pewnie uznałbym to tylko za sen, gdyby nie to, że do teraz oczy pieką mnie od chili, a z włosów wyciągam ostatnie liście limonki...
Bardzo wyrazisty, niebanalny przyprawowiec. Bije od niego orientalne, korzenne ciepło przełamane świeżą, kwaskowatą, musującą wonią kardamonu, gałki muszkatołowej, liści limonki i curry. Kojarzy się z najbardziej dalekimi, autentycznymi, nieskalanymi turystycznymi wędrówkami rejonów Indii i Tajlandii. Mieni się od różnorakich akcentów, żyje i tańczy na skórze przez wiele godzin. Taniec to przepiękny, dynamiczny, taki, że zapach dosłownie uskrzydla.
Jednocześnie jest to orient bez żadnych niedopowiedzeń, bardzo bezkompromisowy, mocny, według niektórych z pewnością będzie nienoszalny, może nawet skojarzy się z wnętrzem jakiejś azjatyckiej knajpki niż perfumami. W tym jednak cała oryginalność Gujaratu, cała jego zdolność do przeniesienia nas myślami gdzieś daleko, gdzie lato jest latem, a flora i fauna zdaje się być jak z innej planety. Bardzo doceniam taki efekt i jest to imho kolejny dowód na to, że jak Ellen ma jakiś zamysł, to potrafi go zrealizować bardzo dosłownie.
Nuty: szafran, Tulsi, limonka, aksamitka, jaśmin, róża, kardamon, kmin, kozieradka, imbir, curry, kurkuma, mango, nard, olibanum, wetyweria, paczula, Choya Loban, agar, drewno sandałowe
(foto. Lulua)
"Orientalny Teleport"
Budzę się na środku ruchliwej, żwirowej, uklepanej drogi, pośród porannego zgiełku. Z trudem podnoszę się, przystają na kolanach, otrzepuję się z pomarańczowego, rozgrzanego pyłu, patrzę dookoła i oczom nie wierzę, że znalazłem się jak gdyby nigdy nic, na środku jakiejś indyjskiej wiochy. W dodatku w święto Holi!
Jeszcze nie wpadłem na to, aby przemyśleć, jak mogłem tu trafić, a już szarpie mnie za koszulę jakiś stary, siwy hindus, wykrzykuje coś i dynamicznie macha mi przed oczami owocem, który widzę pierwszy raz na oczy. Wstaję z kolan i widzę jak dookoła mnie przechodzą tłumy kobiet niosących misy z proszkami najróżniejszej barwy - intensywnie żółte, zielone, pomarańczowe i czerwone. W tym skwarze zdają się wręcz unosić w powietrzu. Próbuję zebrać myśli, ale dookoła mnie ganiają dzieci, wyśpiewując szkolne przygrywki. Patrzą na mnie jak na białego ducha, a ja na nie jak na psotne chochliki. Dużo się zresztą nie pomyliłem, bo jak tylko odwróciłem wzrok, ni z tego ni z owego, indyjskie chochliki obsypały mnie kolorowymi, aromatycznymi proszkami, tak że cały znikłem w przyprawowym obłoku.
Gdy tylko opadł, rozkojarzony ujrzałem znów spowite mrokiem ściany mojej sypialni. I pewnie uznałbym to tylko za sen, gdyby nie to, że do teraz oczy pieką mnie od chili, a z włosów wyciągam ostatnie liście limonki...
Bardzo wyrazisty, niebanalny przyprawowiec. Bije od niego orientalne, korzenne ciepło przełamane świeżą, kwaskowatą, musującą wonią kardamonu, gałki muszkatołowej, liści limonki i curry. Kojarzy się z najbardziej dalekimi, autentycznymi, nieskalanymi turystycznymi wędrówkami rejonów Indii i Tajlandii. Mieni się od różnorakich akcentów, żyje i tańczy na skórze przez wiele godzin. Taniec to przepiękny, dynamiczny, taki, że zapach dosłownie uskrzydla.
Jednocześnie jest to orient bez żadnych niedopowiedzeń, bardzo bezkompromisowy, mocny, według niektórych z pewnością będzie nienoszalny, może nawet skojarzy się z wnętrzem jakiejś azjatyckiej knajpki niż perfumami. W tym jednak cała oryginalność Gujaratu, cała jego zdolność do przeniesienia nas myślami gdzieś daleko, gdzie lato jest latem, a flora i fauna zdaje się być jak z innej planety. Bardzo doceniam taki efekt i jest to imho kolejny dowód na to, że jak Ellen ma jakiś zamysł, to potrafi go zrealizować bardzo dosłownie.
„Elegancja jest niemożliwa bez perfum. To skryte, niezapomniane, ostateczne akcesoria.” - Gabrielle Coco Chanel