Piątek, 6 kwiecień 2012, 19:51
Na samym początku przeżyłem lekkie ukłucie rozczarowania. Miałem wrażenie, że coś podobnego już gdzieś wąchałem. Poza tym oprócz cytrusa w otwarciu czuć nieprzyjemną nutę czegoś jakby stęchłego - już nie pierwszy raz czuję ten stęchły (choć nie do końca) akord i ciągle nie wiem co to jest.
Poza początkiem nie ma tu nic, co by mnie jakoś uwierało: szyprowo-śliwkowo-skórzany akord jest bardzo elegancki, wyważony, wysmakowany, subtelny, arystokratyczny (uciekając w abstrakcję), idący zdecydowanie w kierunku oszczędnej prostoty niż barokowego efekciarstwa, a nawet, nie wstydźmy się tego słowa, piękny.
Kojarzy mi się z bogatymi rodzinami, ale takimi bogatymi od pokoleń, mieszkającymi w starych dworkach i zatrudniającymi ogrodników (chwytacie klimat?); z rodzinami, w których tradycją są zjazdy co dwa tygodnie w niedzielę na wspólny obiad - dziadki, wnuki, psy, wszystko razem - a po obiedzie wspólna przechadzka po sadzie.
Wiecie do czego zmierzam? Wydaje mi się, że dla większości osób będzie to po prostu zapach zbyt elegancki. Paniom powinno być łatwiej znaleźć jakąś okazję, żeby go na siebie włożyć. Co do panów - tu może być trudniej. LPdT widzę raczej na kimś starszym, powyżej pięćdziesiątki, ale nie będzie to stały klient hal targowych z importowaną turecką odzieżą, raczej zasuszony, chodzący o lasce kustosz muzeum.
Ciężko znaleźć w tym zapachu jakieś niedoróbki, ale słaba uniwersalność to jest jednak coś, co trzeba mieć na uwadze.
Kolejna rzecz i jednocześnie jakby zarzut to to, że można znaleźć perfumy, które odznaczają się podobnie ponadczasową elegancją, ale za znacznie mniejsze pieniądze. (np. Mitsouko) A z kolei w niszy są takie cuda, że zmiażdżą LPdT bogactwem, oryginalnością i przebojowością jeśli ktoś patrzy bardziej na te aspekty. (np. Une Rose Chypree Andy'ego Tauera - jest to bowiem ukłon AT w stronę dawnych szyprów, ale w nowoczesnym wydaniu)
Poza początkiem nie ma tu nic, co by mnie jakoś uwierało: szyprowo-śliwkowo-skórzany akord jest bardzo elegancki, wyważony, wysmakowany, subtelny, arystokratyczny (uciekając w abstrakcję), idący zdecydowanie w kierunku oszczędnej prostoty niż barokowego efekciarstwa, a nawet, nie wstydźmy się tego słowa, piękny.
Kojarzy mi się z bogatymi rodzinami, ale takimi bogatymi od pokoleń, mieszkającymi w starych dworkach i zatrudniającymi ogrodników (chwytacie klimat?); z rodzinami, w których tradycją są zjazdy co dwa tygodnie w niedzielę na wspólny obiad - dziadki, wnuki, psy, wszystko razem - a po obiedzie wspólna przechadzka po sadzie.
Wiecie do czego zmierzam? Wydaje mi się, że dla większości osób będzie to po prostu zapach zbyt elegancki. Paniom powinno być łatwiej znaleźć jakąś okazję, żeby go na siebie włożyć. Co do panów - tu może być trudniej. LPdT widzę raczej na kimś starszym, powyżej pięćdziesiątki, ale nie będzie to stały klient hal targowych z importowaną turecką odzieżą, raczej zasuszony, chodzący o lasce kustosz muzeum.
Ciężko znaleźć w tym zapachu jakieś niedoróbki, ale słaba uniwersalność to jest jednak coś, co trzeba mieć na uwadze.
Kolejna rzecz i jednocześnie jakby zarzut to to, że można znaleźć perfumy, które odznaczają się podobnie ponadczasową elegancją, ale za znacznie mniejsze pieniądze. (np. Mitsouko) A z kolei w niszy są takie cuda, że zmiażdżą LPdT bogactwem, oryginalnością i przebojowością jeśli ktoś patrzy bardziej na te aspekty. (np. Une Rose Chypree Andy'ego Tauera - jest to bowiem ukłon AT w stronę dawnych szyprów, ale w nowoczesnym wydaniu)